Lokomotywa nie dawała rady uciągnąć czternastowagonowego składu. Maszynista był bezsilny, a pasażerowie po kilku nieudanych próbach kolejnego wjazdu na szczyt góry, nie byli pewni, czy dojadą na miejsce. Przeżyli horror, bo skład przechylił się na torowisku.
– To wszystko wyglądało naprawdę dramatycznie. Maszynista podjął w sumie ponad trzydzieści prób kolejnych podjazdów pod górę. W pewnym momencie przy wycofywaniu pociągu wagony się przechyliły i oparły o rosnące obok drzewa. Ludzie biegali po pociągu, krzyczeli – opowiada Elżbieta Kotlarska, pasażerka.
Spod kół lokomotywy sypały się iskry. Obsługa pociągu na próżno prosiła o przysłanie kolejnej lokomotywy, która pomogłaby w pokonaniu wzniesienia.
Pasażerowie mówią, że taka sytuacja nie zdarzyła się po raz pierwszy. – Czy naprawdę tak trudno było przeliczyć i porównać obciążenie i moc lokomotywy – pytali pasażerowie. – Poza tym nie było tłoku, więc dlaczego w ogóle przyłączono tak dużą ilość wagonów, skoro na co dzień podłącza się ich nie więcej niż osiem lub dziewięć?
Pociąg w końcu pokonał przeszkodę, ale jego tempo jazdy w dalszym ciągu było „zawrotne”. W konsekwencji pociąg dojechał do Jeleniej Góry po ponad pięciu godzinach, około godziny 11. 30. Przypomnijmy, że wyjechał ze stolicy Dolnego Śląska po godz. 6 rano.
– To chyba rekord opóźnienia pociągu i przejechania trasy Wrocław - Jelenia Góra – mówi pan Jan Kotlarski, mąż pani Elżbiety. – Być może wypadałoby kolei wręczyć kwiaty z tytułu pomysłowości? – ironizuje pan Jan.
Przypomnijmy, że na linii Jelenia Góra – Wrocław wykonano już część robót, które mają przyspieszyć prędkość kursową pociągów kursujących po tej trasie. Docelowo czas przejazdu ma się skrócić do około dwóch godzin.
Jak mówi Beata Czenerajda z zespołu prasowego Intercity S.A. przyczyną opóźnienia pociągu była awaria lokomotywy. Skład 14 wagonów jest w tym kursie stały, nie był to jakiś nadzwyczajny kurs - mówi. Najważniejsze, ze pociąg, choć z opóźnieniem dojechał na miejsce i nie trzeba było uruchamiać żadnych dodatkowych lokomotyw.