Motyw przewodni tego dzieła francuskiego kompozytora przełomu XIX i XX wieku, napisanego na podstawie ballady Wolfganga Goethego o tym samym tytule, jest znany powszechnie. Służył i służy jako ilustracja wielu filmów, pierwszy raz animowanej „Fantazji” Disneya, gdzie zaangażowano Orkiestrę Filadelfijską pod batutą Maestro Leopolda Stokowskiego. Filharmonicy Dolnośląscy pod dyrekcją Maestro Mirosława Jacka Błaszczyka mocą i czuciem magii dźwięków wyczarowali wykonanie porywające, choć o sporym stopniu trudności, zwłaszcza dla sekcji dętej.
W „Uczniu czarnoksiężnika”, będącym klasycznym przykładem muzyki programowej, Ducas maluje dźwiękami przygody adepta magii, którego kusi owoc zakazany i próbuje wykorzystać magiczne moce pod nieobecność swojego Mistrza: zaklina miotłę, aby nosiła wodę. Ale kiedy ciecz już się przelewa, okazuje się, że tylko doświadczony Czarnoksiężnik ma nad tymi mocami władzę, a uczeń – niekoniecznie, bo zapomniał zaklęcia.
Kompozytor przeplata różne motywy, w tym najbardziej znany – „motyw miotły” w wykonaniu fagotów, tworząc niezwykle sugestywną i malowniczą kolorystyką dźwięków całość. Nic zatem dziwnego, że magicznym mocom uległa publiczność, która licznie wypełniła salę koncertową FD. Oklaskom na stojąco nie było końca. Nie obeszło się bez bisu – fragmentu scherza z charakterystycznie zaskakującym zakończeniem.
Jednak nie tylko za to wykonanie należała się tak burzliwa okazja. Dzieło Ducasa poprzedziło wykonanie innego utworu z magicznymi mocami w tle. Tym razem do Filharmonii Dolnośląskiej zleciały się… czarownice przywabione muzyczną kreacją Modesta Musorgskiego, czyli dziełem „Noc na Łysej Górze”. Ten rosyjski kompozytor, samouk, nadużywający alkoholu i przedwcześnie zmarły w nędzy, pozostawił spuściznę wybitną i po latach docenioną.
Poemat „Noc na Łysej Górze” – podobnie jak „Uczeń czarnoksiężnika” Ducasa, powstał na gruncie muzyki programowej. I podobnie niesie ze sobą treści nie z tej ziemi uwiarygodnione przejmującymi tematami „zgiełku nadnaturalnych głosów”. Są tam piekielne duchy, gloryfikowany jest Czarnobóg i słychać echa czarnej mszy. To wszystko dzieje się w jedyną, najkrótszą w roku noc świętojańską, która kończy się melancholijnym świtem i brzmieniem kościelnych dzwonów przepędzających mary.
Orkiestrację „Nocy” wykonał w dużym stopniu Mikołaj Rymski-Korsakow, gdyż Musorgski nie dokończył dzieła. I tu podobnie – przez 11 minut filharmonicy dolnośląscy pokazali moc brzmienia tworząc nastrój grozy przekonująco skontrastowany z błogim zakończeniem tego dzieła z pogranicza „otchłani piekieł”.
To wszystko było w części drugiej. Wybaczcie brak chronologii! W pierwszej odsłonie koncertu zabrzmiał poemat symfoniczny „Odwieczne pieśni” Mieczysława Karłowicza. Ten rodzimy kompozytor, który – gdyby nie tragiczna śmierć pod lawiną – z pewnością pozostawiłby po sobie dzieło jeszcze bardziej niezwykłe, napisał dziś wykonywany utwór w latach przed 115 laty.
Trzyczęściowy poemat, traktuje o tematyce mistycznej i programowo nawiązuje do tęsknoty, miłości, śmierci i wszechbytu. To wszystko z Tatrami w tle. Karłowicz często bowiem inspirował się przeżyciami doświadczonymi podczas wędrówek po szczytach Dyrygent, Bogusław Jan Bemben, dla którego ten koncert był częścią przewodu doktorskiego, potrafił pokierować wykonaniem mocno nasączonym liryzmem i stopniowanym napięciem dźwięków pełnych słodkiej (ale nie przesłodzonej ani nie słodkawej) melancholii, ale jednocześnie pełnym dynamiki i siły wyrazu.
Solistką wieczoru była skrzypaczka Kamila Wąsik, która z Orkiestrą Symfoniczną FD pod batutą Mirosława Jacka Błaszczyka wykonała II Koncert skrzypcowy d-moll Henryka Wieniawskiego. Skrzypaczka ta dała się już poznać publiczności podczas lutowego festiwalu „Gwiazdy Promują”. Utwór, który grała dziś, zaprezentuje także na rozpoczynającym się 18 kwietnia Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Wieniawskiego w Poznaniu. W Jeleniej Górze Kamila Wąsik po nieco nieśmiałym początku, nabrała wigoru w trzeciej części, czym zasłużyła na mocne brawa. Choć nie na stojąco.