W tym roku Irek rozpoczął boksowanie z seniorami i od razu miał bardzo dobre wyniki. W debiucie wygrał zawody Grand Prix w Śremie (w kat. 69 kg), które dały mu przepustkę do seniorskich Mistrzostw Polski. W Koninie zdobył brązowy medal, przegrywając decyzją sędziów wyrównany pojedynek z późniejszym mistrzem Marcinem Łęgowskim. Jako junior również odnosił liczne sukcesy. Był mistrzem Polski kadetów z roku 2008 oraz drugim zawodnikiem Mistrzostw Polski juniorów (64 kg). Mimo ogromnego potencjału oraz zainteresowania ze strony promotorów Łukasza Janika, zdecydował się zakończyć karierę.
W rozmowie z Przemkiem Kaczałko tłumaczy powody swojej decyzji, opowiada o doświadczeniach, które zdobył podczas 4,5-letniej przygody z boksem oraz dziękuje osobom, które mu pomagały przez ten czas.
- Postanowiłeś zakończyć karierę, a więc zawieszasz rękawice na kołku...?
- Tak, pochowałem wczoraj wszystko do szafy.
- A jaki jest powód Twojej decyzji?
- Przede wszystkim zdrowotny. Wdałem się w kilka bijatyk na ringu oraz w sparingach, miałem problemy z okiem. Dwukrotnie dostałem potężną bombę, po której jedna trzecia oka była tak zamroczona, że nic nie wiedziałem. Ze sparingu na sparing mój rywal bił tak samo, ale ja coraz mocniej to odczuwałem.
- Miałeś robione badanie dna oka i okazało się, że wszystko w porządku
- Tak, wynik badania wyszedł w porządku. Na pewno miałem wstrząs mózgu, przez cztery dni głowa mnie bolała jak nigdy w życiu.
- Czy to ostateczna decyzja czy rozważasz jeszcze możliwość powrotu na ring?
- Nie wiem, na pewno nie w tej wadze, w której byłem (69 kg - przyp.). Obecnie ważę 77 kg.
- Czyli pozostawiasz nadzieję swoim kibicom?
- Może mi coś odbije i będę chciał przygotować się na następne mistrzostwa, ale wątpię. Myślałem, że będzie mnie ciągnąć do tego, że będzie mi brakować walk, ale mam inne zajęcia. Trenuję z kolegami na drążku, biegam. No i przede wszystkim szkoła.
- Sportowcom zdarzają się chwile kryzysu, może to chwilowe uczucie...?
- Sezon był bardzo ciężki. W zeszłym roku zacząłem treningi w sierpniu i skończyłem na Gali Łukasza Janika 10 grudnia. A od 1 stycznia od nowa. Cały czas w pełnym gazie, przygotowywałem się do Mistrzostw Polski. Już nie mam motywacji.
- Jak wspominasz treningi pod okiem Rafała oraz Łukasza?
- Idealnie (uśmiech). Tak jak można było to sobie wymarzyć. W okresie przygotowawczym trener dawał mi wycisk. Rafał jest świetnym pedagogiem, ma więcej spokoju. Łukasz jest czynnym bokserem, starał się przekazać mi to, co jemu przekazali jego trenerzy. Załatwiał mi także sponsorów.
- Do Mistrzostw w Koninie przygotowywałeś się u Łukasza w Warszawie...
- Tak, 3 tygodnie trenowałem, sparowałem z Bieniasem, który ma 30 lat i 40 zawodowych walk za sobą.
- Sukcesy jakie odnosiłeś są zbyt małą motywacją do pozostania w ringu?
- Tak, miałem powołanie na kadrę. Według trenera kadry nie przegrałem półfinałowej walki z Łęgowskim, ale werdykt sędziów był inny. Ale jeśli ci się nie chce czegoś robić to tego nie robisz. Już nie mam takiego zapału, może się przepracowałem.
- Jak się zaczęła Twoja przygoda z boksem?
- grałem w piłkę z kolegami, oni "trenowali" na ulicach. W 2. klasie gimnazjum, gdy graliśmy na boisku Norwida poszliśmy zwiedzić szkołę i zobaczyliśmy plakat: " Łukasz i Rafał Janik zapraszają...". Poszliśmy we trzech, w sumie tylko ja zostałem.
- Z powodu treningów / zawodów miałeś zaległości w szkole, jak sobie radziłeś?
- Mogłem mieć indywidualny tok nauczania, ale mając 18 przedmiotów w szkole, jak miałbym z każdego co tydzień lub dwa zaliczać to byłoby zbyt wiele.
- Jak sukcesy sportowe przekładały się na relacje z uczniami, nauczycielami?
- Miałem lekką ulgę u nauczycieli (uśmiech). Prosiłem o zmiany terminów sprawdzianów, zgadzali się jak widzieli jaki porozbijany jestem po zawodach. Szkoła jest bardzo spokojna, uczniowie mieli respekt do mnie, nie miałem żadnych spięć.
- Bali się? (uśmiech)
- (uśmiech) Nie wiem, nawet w pierwszej klasie jak nie trenowałem jeszcze boksu to nie miałem z nikim problemów.
- Miałeś sporą grupę kibiców i same pozytywne komentarze...
- Nie chodzę po ulicach nie szczycę się tym. Jest wielu sportowców lepszych ode mnie, np. Piotrek Cieśliński - Mistrz Świata Oyama Karate, on też się nie chwali.
- Ale w Jeleniej Górze mimo wszystko brakuje sukcesów w popularnych dyscyplinach, dostarczałeś kibicom dawkę pozytywnych emocji...
- To miłe uczucie, dziękuję kibicom za wsparcie.
- Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
- Na razie nauka, już za rok matura...
- Wokół Ciebie było wiele osób, które Ci bardzo pomagały...
- Tak, dużo zawdzięczam Pani Dyrektor (z Zespołu Szkół Przyrodniczo-Żywieniowych w Sobieszowie - przyp.) Helenie Kasperczyk oraz wychowawcy Damianowi Pieniądzowi.
- Komu jeszcze chciałbyś podziękować?
- Trenerom: Rafałowi i Łukaszowi - jestem ich wychowankiem, to im zawdzięczam swoje sukcesy. Dziękuję także panu Pawłowi Paliwodzie, Krzysztofowi Pazganowi oraz deweloperowi, który pomagał nam zorganizować grudniową galę. No i przede wszystkim rodzinie... mama oraz była dziewczyna bardzo mnie wspierały.
- Dziękuję za rozmowę, życzę sukcesów w życiu prywatnym
- Dziękuję.