O tym, co działo się wczoraj w autobusie nr linii 3 do Bukowca (odjazd o godz. 14. 14 z przystanku „Tunel” przy ulicy Wincentego Pola), napisała do nas Czytelniczka. – Razem ze mną na „trójkę” czekało kilkadziesiąt innych osób, między innymi uczniowie jednego z gimnazjów wraz z nauczycielką j. niemieckiego oraz młodzieżą z Niemiec, przebywającą w mieście z racji wymiany – czytamy w e-mailu.
Autobus się spóźnił i nadjechał na przystanek bardzo zatłoczony. Nie wszystkim oczekującym udało się wejść do środka, a ci, którym to się udało, jechali ściśnięci jak sardynki w puszce. Wśród pasażerów byli także goście z Niemiec. Czytelniczka zauważa, że kierowca nie zatrzymał się na przystanku przy ulicy Koziej (czekało tam kilka osób, które i tak by się nie zmieściły).
W rozmowie młodych Niemców z polskimi kolegami goście byli zażenowani, że w Polsce ludzie muszą jeździć autobusami miejskimi w takich warunkach. – Nietrudno się potem dziwić, że w krajach zachodnich krąży o Polakach tak negatywna opinia – zauważa autorka listu.
Jak podkreśla, autobus o tej porze jest zawsze zatłoczony, bo zlikwidowano wcześniejszy kurs „trójki” po godzinie 13, a jest to pora, kiedy młodzież wraca ze szkół do domu. Podobnie zresztą jest z porannym kursem tej samej linii z Mysłakowic do Jeleniej Góry. – Zdarzyły się już sytuacje, że ludzie nie zdołali do niego wejść, przez co spóźnili się do pracy i do szkoły – czytamy.
Jak podkreślali decydenci z MZK, zmiany w rozkładzie jazdy na liniach podmiejskich nastąpiły po konsultacjach z samorządami gmin ościennych oraz jeleniogórskim magistratem, a także po wiosennych badaniach tzw. potoków pasażerów. W założeniu miano zlikwidować te kursy, które „woziły powietrze”. Jak widać z opisywanego przypadku realizacja zamierzeń nie wszędzie okazała się trafiona. A nie jest to pierwsza krytyczna uwaga pod adresem miejskiego przewoźnika. Pozostaje mieć nadzieję, że ten dokona korekty rozkładów, aby dostosować je do potrzeb pasażerów.