Trwająca już ponad 100 dni wojna w Ukrainie pokazała nie tylko wiele negatywnych i strasznych wydarzeń, ale również, że nasze europejskie społeczeństwa mają wiele wspólnego (o czym często przez nasze rządy jest zapominane). I właśnie to co wspólne było przełomowe w niesieniu pomocy narodowi Ukrainy a tutaj na miejscu pomocą „zwykłych ludzi” ukraińskim matkom i ich dzieciom na różne sposoby. Oto jeden z nich.
Oprócz gotowości do przyjmowania ukraińskich uchodźców, wojna w Ukrainie stała się tematem numer jeden we wszystkich rozmowach telefonicznych tak w kraju, jak i poza nim. Najpierw zadzwonił do mnie mój dobry przyjaciel z Zielonej Góry z zapytaniem, czy nie mógłbym zorganizować darowizn dla Drohobycza, do tej ukraińskiej miejscowości, bowiem przyjechało wielu uchodźców ze wschodu kraju – opowiada Chris Schmitz. - Również dla nas – mieszkańców Mirska - Drohobycz jest szczególnym miejscem. To stamtąd pochodzi duża część naszego społeczeństwa, które napłynęło tutaj po II wojnie światowej. Do dzisiejszego dnia pielęgnowane są kontakty pomiędzy mieszkańcami obu miast a w tutejszej szkole podstawowej język angielski nauczany jest między innymi, i to od wielu lat, przez nauczycielkę pochodzącą z Drohobycza. Nawet jeśli w przypadku darowizn w ramach ukraińskiej wojny tak nie jest, to jednak przekazanie darowizn w znane miejsce jest czymś szczególnym. Na moich francuskich przyjaciół wpłynęło to prawdopodobnie motywująco.
Gdy kilka dni później pojechałem do miejscowości, z której pochodzi część mojej rodziny, 300-osobowa społeczność zebrała darowizny wystarczające, aby zapełnić mały transporter – relacjonuje Chris Schmitz. - Wszystko było posortowane według listy z Zielonej Góry: leki, kosmetyki, pieluchy, konserwy, itp. Ciekawość co mam do opowiedzenia była duża, gdyż z perspektywy Francji, Polska leży prawie w obszarze wojennym. Obojętnie, czy w urzędzie gminy, czy w klubie rotariańskim, czy też przy załadunku transportera – wszędzie słychać było hymny pochwalne dla zaangażowania polskiego społeczeństwa. Jak najwięcej chciano wiedzieć o Drohobyczu i było mi trochę wstyd, że osobiście dotarłem dotychczas tylko do Lwowa. W każdym bądź razie umówiliśmy się, że jak tylko minie wojna, wsiądziemy całą grupą do autobusu i ruszymy w drogę z Alzacji, przez Mirsk do Drohobycza.
Po dotarciu z darowiznami na Dolny Śląsk natrafiłem na perfekcyjną organizację w Polsce. Bolesławiec jest miejscem przeładunku wszystkiego, co przekazywane jest do Ukrainy z południowo-zachodniej Polski. Priorytety ustalane są między poszczególnymi województwami a samą Ukrainą – mów mężczyzna. - Zgodnie z obietnicą, przekazałem alzackim pomocnikom zdjęcia z akcji przeładunkowej. Uczestniczyły w niej młode Polki z Bolesławca.
Czy rzeczywiście zebrane rzeczy dotarły do Drohobycza - nie wie nikt i tak naprawdę nie jest to ważne. Na pewno pojedziemy tam i miejmy nadzieję, że będzie to możliwe już niebawem – dodaje: Chris Schmitz.