Mieszkanka Cieplic każdą wolną chwilę spędza w schronisku dla małych zwierząt. „W trudnych chwilach zamknięcia w schroniskowym boksie wspomaga psy i koty, poświęca im swój czas, serce, uwagę” - pisze osoba zgłaszająca.
Anna Kaczmarczyk to osoba bardzo skryta. Nie lubi opowiadać o sobie, swoim życiu prywatnym i działaniu. – Jeśli jednak ten artykuł może przynieść coś dobrego zwierzętom, to możemy porozmawiać – mówi nasza bohaterka. – Ze względu na zwierzaki często robię coś, czego bym nigdy nie zrobiła – dodaje. A jej miłość do zwierząt ma historię znacznie dłuższą, niż czteroletnia praca wolontariuszki w Schronisku dla Małych Zwierząt w Jeleniej Górze.
– U mnie w domu zawsze były zwierzęta. Nie rasowe, nie kupione za duże pieniądze, ale właśnie porzucone – opowiada Ania. Pierwszą suczkę Lisę, która miała 15 lat, wzięła ze schroniska. Drugą – Dianę, którą ma do dzisiaj, znalazła błąkającą się po osiedlu. - Ktoś ją wyrzucił, bo była w ciąży – mówi jeleniogórzanka, która stworzyła również dom tymczasowy dla psa ze schroniska o imieniu Wilku. – Być może zostanie już u mnie na zawsze – deklaruje Anna Kaczmarczyk.
Swoje życie ze zwierzakami ze schroniska Ania związała odkąd zawiozła tam karmę. – Wtedy pan ze schroniska oprowadził mnie i pokazał boksy z psami. Na ten widok nie mogłam pozostać obojętna – mówi. – Przełamałam się, by zobaczyć niedolę zwierząt zamkniętych w klatkach i od tego czasu bywałam tam coraz częściej. Poznałam dziewczynę, która obecnie jest moją przyjaciółką, a która zajmowała się m.in. prowadzeniem strony internetowej schroniska i funkcjonującej na niej adopcji wirtualnej. Dzięki temu każdy może wirtualnie adoptować zwierzaka, nadać mu imię, wpłacać pieniądze na jego utrzymanie, itp. Obecnie jest wiele takich osób, szkół i instytucji. Któregoś dnia, moja koleżanka musiała wyjechać z kraju i zapytała, czy nie bym nie przejęła prowadzenia strony. Zgodziłam się i tak już mija kolejny rok – opowiada jeleniogórzanka.
Ania Kaczmarczyk pracuje zawodowo na trzy zmiany na stacji benzynowej i nawet po przepracowanej nocy „melduje się” w schronisku, by doglądnąć swoich podopiecznych. Nie ma prawa jazdy, więc do schroniska jeździ rowerem. Również zimą. – Pracy jest sporo: od wyprowadzania zwierząt na spacery, czyszczenia boksów, pojenie, karmienie, pilnowanie czy nie zamarzła woda, po robienie zdjęć i wrzucanie ich na stronę schroniska, szukanie dla zwierzaków nowego domu, kontaktu z fundacjami, itp. – wyliczaa nasza bohaterka.
Jadąc do schroniska Ania zawsze zabiera ze sobą plecak, a w nim: „schroniskowy notes”, parówki czy coś do jedzenia dla zwierzaków, miarkę czyli tzw. metrówkę, aparat, strzykawkę do pojenia maluchów lub słabych zwierząt, smycze i obroże do wyprowadzania na spacer, krople do oczu dla kotów i kilka innych przydatnych rzeczy. – W schronisku spędzam praktycznie każdą wolną chwilę, bo to nie jest moja praca, ale moje życie. Tam czuję się spełniona. Każda adopcja, szczególnie schorowanych i starych psów, daje mi ogromną satysfakcję. Podobnie, jak każdy nawet malutki kroczek przywracający tym zwierzętom wiarę w ludzi. Kiedy trafiają do schroniska często są przerażone, mają za sobą piekło. Boją się patrzeć na człowieka. Trzeba więc włożyć ogromną pracę, by na nowo zaczęły merdać ogonami, miały radość w oczach – opowiada wolontariuszka.
Żeby zajmować się zwierzętami, Ania musiała zgłębić ich psychologię, nauczyć się fotografowania i wielu innych rzeczy. – Czerpię z tego ogromną siłę, poznałam też wspaniałych ludzi, którzy tak jak ja przeżywają to, co się dzieje w schronisku. A każdego dnia dzieje się coś wyjątkowego, czasami pełnego bólu i łez, a czasami pełnego radości, bo np. udało się uratować jakiegoś psa czy kota. Zapytana o marzenia, mówi: Nie mam wielkich marzeń. Spełnienie daje mi codzienna praca ze zwierzętami, te małe sukcesy, o których wspomniałam. Lubię podróżować, ale kiedy wyjeżdżam, po tygodniu już tęsknię za zwierzętami, jestem od nich po prostu uzależniona - - dodaje nasza bohaterka.
Komentarz autorki:
Kiedyś Anna Kaczmarczyk miała więcej czasu dla siebie, dla swoich przyjaciół. Od kiedy zaczęła poświęcać się zwierzętom ze schroniska ograniczyła swoje życie towarzyskie, ale jak mówi – niczego nie straciła. - Dobro zawsze powraca, ale nie dlatego pracuję w schronisku, tak po prostu jest i już. Doświadczam tego każdego dnia – mówi Anna Kaczmarczyk. Znajdą się zapewne tacy, którzy w naszej bohaterce niczego niezwykłego nie dostrzegą, bo przecież wielu jest wolontariuszy w schroniskach. Ale trzeba być naprawdę niezwykłym, by zamiast snu po przepracowanej nocy wybrać ciężką pracę na rzecz zwierząt, które nie przyznają dyplomów, medali, odznak czy nagród pieniężnych.
Angelika Grzywacz- Dudek