Dlaczego znowu gracie „Legendę”? Nie macie nowych kawałków?
Gramy „Legendę” bo ludzie tego chcą. W ubiegłym roku, na festiwalu w Jarocinie zagraliśmy „Legendę”, bo pomyśleliśmy, że to dobre miejsce i czas by wrócić do tej płyty. Punkowej, tak jak bardzo punkowy był kiedyś Jarocin. Publika zareagowała od razu. Poczuła ten klimat, i my też to poczuliśmy. Później pomyśleliśmy sobie, że skoro ten materiał cały czas się sprawdza – zrobimy trasę koncertową z okazji 20-lecia wydania krążka.
Na czym Twoim zdaniem polega fenomen „Legendy”? To, że ludzie aż tak entuzjastycznie na nią reagują?
Reagują tak, bo to jest dobre (śmiech). Jesteśmy niezwykle zadowoleni, że cały czas ktoś nas do siebie zaprasza z „Legendą”. Przyjedźcie tu, przyjedźcie tam – bo ludzie chcą was usłyszeć. 20 lat temu ta płyta „wpadła w ucho” fanom i, jak się okazuje, podoba się młodszym pokoleniom. A i nam gra się „Legendę” świetnie, więc koncerty zazwyczaj wychodzą dobrze.
Krytycy określili kiedyś „Legendę” mianem symfonii punkowej. Co o tym sądzisz?
Podoba mi się to; uważam, że symfonia punkowa to bardzo trafne określenie. Tu punk rock miesza się z rockiem progresywnym i folkiem. Nie ma żadnych sztywnych reguł czy gatunków muzycznych, których nie chcielibyśmy przełamywać. Ta płyta ma swój klimat, jest mieszanką zarówno pod względem tekstowym, jak i muzycznym. Po prostu, symfonią słów i dźwięków.
Jak grało Wam się „Legendę” tutaj, w Jeleniej Górze?
Dobrze, dobrze (śmiech). Mi osobiście bardzo przypadło do gustu samo miejsce, czyli Orient Express. Uwielbiam dworce i klimat dworcowy – co pokazuje choćby przez swoje obrazy, na których często widnieją pociągi i w ogóle kolejowe klimaty. Jestem, po prostu, wzruszony, że mogłem zagrać na dworcu.
Co ARMIA planuje na najbliższą przyszłość?
Jeszcze w tym roku zamierzamy nagrać nową płytę. Jakąś taką oryginalną, w klimacie innym, niż nasze dotychczasowe krążki. Ostatni – „Freak”, był jazz rockowy. Jestem ciekaw, co teraz nam wyjdzie. Zobaczymy (śmiech).
Dzięki za rozmowę.