Dopiero we wtorek po sygnale jednej z okolicznych mieszkanek strażacy oraz strażnicy miejscy ruszyli z „odsieczą” do miauczącego przeraźliwie zwierzaka. Nie "chciał" on jednak pomocy: bał się strażaków i uciekał na wyższe gałęzie.
Strażacy musieli użyć najdłuższej drabiny, jaką dysponują, aby skutecznie uratować zwierzę. Jeden z pożarników wjechał w pobliże kotka, ściął kilka gałęzi i próbował chwycić zwierzę.
Na próżno. Było agresywne i – choć strażak miał na dłoniach rękawice – pogryzło go w nadgarstki. Następnie… wskoczyło na drabinę i samo zlazło nie dając się złapać nawet na ziemi. Tu kot dał szusa z drabiny i zniknął w mgnieniu oka czmychając w podwórko.
Akcja zajęła strażakom prawie dwie godziny, bo musieli czekać na drabinę, która niemal w tym samym czasie była potrzebna w innej części miasta, gdzie… także ratowano kota, który wlazł za wysoko na drzewo.
Na szczęście podczas tych akcji nic się nie paliło. Za działania strażacy „zapłacą” z własnego budżetu, bo kot był bezpański i zdziczały.