Bieżącej wody nie było ponad trzy godziny. Pojawiła się około południa, ale to, co popłynęło z kranów, trudno nazwać czystą wodą. Rdzawa breja – to stosowniejsze określenie. Zdaniem mieszkańców taka ciecz nie nadaje się do niczego o celach konsumpcyjnych nie wspominając.
To efekt opróżnienia z płynu skorodowanych rur. Na nowo wpuszczona woda zbiera wszystkie brudy i w takiej postaci „leci” do kranów i urządzeń grzewczych oraz innych (pralek, zmywarek).
Niby wystarczy spuścić, ale… wodomierz się kręci i za wylaną do zlewu „wodę” trzeba zapłacić. Zjawisko tym bardziej dotkliwe, że dwóch godzinach wciąż z kranów ciecze rdzawy płyn. I choć „Wodnik” zapewnia, że taka woda jest czysta „bakteriologicznie”, jakoś trudno w to uwierzyć. Do coraz wyższych rachunków za wodę mieszkańcy już się zdążyli przyzwyczaić. Szkoda tylko, że muszą często płacić za coś, z czego de facto nie skorzystają.