Jak nas poinformował Edmund Pomieczyński, naczelnik sekcji przewozów pasażerskich Polskich Kolei Państwowych w Jeleniej Górze, szynobusy kursują zarówno do Lwówka Śląskiego jak i Węglińca.
Pierwsza z tych linii obsługiwana jest przez starszy typ tego pojazdu, który do lata 2005 już tamtędy kursował. Wówczas jednak zepsuł się, a termin jego naprawy był wielokrotnie przesuwany. W końcu wrócił.
Do Węglińca – i dalej Zgorzelca – jeździ najnowszy nabytek PKP, szynobus kupiony przez Urząd Marszałkowski za sześć milionów złotych.
– Jest cichy, ciepły, wygodny. Czasem trochę za ciasny, a na pewnych odcinkach bywa tam tłoczno – mówi Marta Tomaszewska, często udająca się z Węglińca do Jeleniej Góry.
Pasażerów cieszy przywrócenie szynobusów na torowiska. – Jeszcze niedawno temu nad wspomnianymi liniami gromadziły się czarne chmury. Dobrze, że istnieją – podkreśla jeden z podróżnych Rafał Gutkowski.
Jednak to jedyne światełko w tunelu jeśli chodzi o jakość taboru obługującego lokalne i międzymiastowe połączenia z Jeleniej Góry. Pierwszy z szynobusów jest zresztą już nieco wyeksloatowany, choć i tak znacznie lepszy niż popularne „żótłki”, składy zestawione z jednostek elektrycznych. Zdarza się, że i takie jeżdżą do Węglińca. Normalnie kursują do Wrocławia.
– Fatalnie – podsumowują pasażerowie zapytani o komfort jazdy takim pociągiem. – Bywa, że to droga przez mękę, zwłaszcza zimą. Albo jest lodowato zimno, ponieważ nie grzeją, albo piekielnie gorąco, a ogrzewania wyłączyć się nie da – mówi Jarek z Jeleniej Góry, który studiuje we Wrocławiu. Do tego brudno i niezbyt pachnąco. O toaletach nikt nie wspomina.
Podobnie w fatalnym stanie są wagony komunikacji dalekobieżnej. – Mam kiepskie wrażenia z podróży. Cała noc na siedząco w brudnym przedziale. Nie spałem, bo tyle się mówi, że w pociągach kradną bagaż. Przynajmniej powinien być wagon z miejscami do leżenia. Na pewno znaleźliby się chętni – opowiada Dariusz Wilczyński, który miał okazję wracać nocnym składem z Warszawy Wschodniej do Jeleniej Góry.
Kolejarze rozkładają ręce. Choć „żółtek” został zaprojektowany grubo ponad… 70 lat temu, wciąż stanowi bazę taboru lokalnego.
– Wiemy, że to jeżdżące skanseny, w dodatku niszczone przez wandali, lecz nic na to nie poradzimy. Przełożeni wcale nie inwestują w unowocześnienie – mówi pragnący zachować dane do wiadomości redakcji kolejarz.
Tymczasem najbliższy większy wytwórca taboru kolejowego we Wrocławiu przymierza się do produkcji nowoczesnych składów i lokomotyw, tyle że dla odbiorcy z Włoch.