– Od stycznia rozmawiamy o podwyżkach, ale bezskutecznie – mówi Antoni Grochowski, szef NSZZ Pracowników PF Jelfa S.A. Dodaje, że wzrost wynagrodzeń należy się ludziom. – To wynika z tzw. pakietu gwarancyjnego, który wynegocjowaliśmy, kiedy zmieniał się właściciel zakładu – mówi.
Jeden z zapisów tego dokumentu mówi, że pracownicy będą otrzymywać podwyżki co roku przynajmniej o wielkość inflacji. Dotyczy to jednak tych lat, w których Jelfa wypracuje zysk. W 2006 roku, kiedy wyszła afera z Corhydronem, załoga nawet nie domagała się wzrostu płac. Jednak ubiegły rok firma zakończyła na plusie.
Zarząd zaproponował podwyżki ale zasady ich przyznawania są dość skomplikowane. Właściciele oparli się na tzw. raporcie opracowanym przez grupę „Hay”, która uśredniła zarobki w poszczególnych zawodach na podstawie danych z 440 firm różnych branż z całej Polski.
Szefowie Jelfy przyrównali swoich pracowników do poszczególnych kategorii z powyższego raportu. Chcą podnieść płace tylko tym, którzy zarabiają mniej.
Ale z tego wynika, że pensje wzrosłyby zaledwie stu pracownikom PF Jelfa z siedmiuset osobowej załogi.
Na to związki zawodowe nie chcą przystać i proponują podwyżki dla każdego o kilka procent oraz pulę do rozdysponowania na poszczególne działy zakładu.
Dyrektor generalny PF Jelfa Marek Wójcikowski był dzisiaj za granicą. - Na razie rozmowy trwają, tylko tyle mogę powiedzieć – skomentował krótko.
Co będzie, jeśli zarząd się nie ugnie? Związki mogą przeprowadzić referendum strajkowe wśród załogi. Jeśli ludzie opowiedzą się za, rozpocznie się strajk.