Czy wiesz, że w latach powojennego kryzysu zaopatrzeniowego w Jeleniej Górze wprowadzono dni „bezciastkowe”, podczas których Cukiernia Poznańska przy ul. Konopnickiej 17 zapraszała na „znakomite bułeczki drożdżowe i wafle czekoladowe”? Jeśli nie, warto do tej książki zajrzeć. Można się z niej dowiedzieć, jak to poseł Marcin Zawiła, będąc jeszcze muzealnikiem, napisał w opisie pocztówki, że właściciele pensjonatów lubili uwieczniać się na tle własnego interesu…
Pozycja miała być gotowa na obchody 900-lecia miasta, ostatecznie ukazuje się teraz. I bardzo dobrze, bo nam ten jubileusz przedłuża. Choć jak sam autor pisze we wstępie: jest „niesprawiedliwa”, bo brak w niej klucza ważności i wielu nazwisk, które powinny się tam znaleźć – to niezwykle cenna pozycja na coraz cięższej półce z wydawnictwami regionalnymi, na które ostatnio zapanowała nie tylko moda, ale i popyt.
Cezary Wiklik – alfabetycznie rzecz ujmując – przytacza postaci dla Jeleniej Góry ważne, z naszym miastem w jakiś sposób związane, żyjące lub te, które dawno (bądź zupełnie niedawno temu) odeszły do wieczności. Są tu bohaterowie pojedynczy, jak i zbiorowi – choćby rodzina Schaffgotschów.
Konstrukcja książki obejmuje zarówno biogramy encyklopedyczne, jak i znacznie ciekawsze części anegdotyczne. Przytaczane bądź to przez samych bohaterów, bądź przez autora, jeśli uzyskanie wypowiedzi nie było już możliwe. Rzecz czyta się lekko „podróżując” w czasie w przyjemnym chaosie, bo postaci prezentowane są w porządku alfabetycznym, a nie historycznym.
Ciekawostki z życia poszczególnych osób potęgują wrażenie autentyzmu (autor jest dziennikarzem, co w książce wyraźnie czuć). Są tu postaci znane wszystkim, jak i takie, które pokrywa patyna zapomnienia lub ignorancji. Dlatego „Kolorowe chwile” są też świetnym materiałem edukacyjnym nawet dla starszych. Widać też predylekcję autora do pewnych dziedzin, na przykład sportu. Ludzie z jeleniogórskich boisk, parkietów i pływalni są w książce wszechobecni.
Żeby nie było zbyt kolorowo, pozycji należy jednak wytknąć kilka zasadniczych braków. Oczywiście trzeba zrozumieć autora, który sam to usprawiedliwia, ale trudno pojąć, dlaczego w „Kolorowych chwilach” słowa nie ma o Alinie Obidniak, Janinie Hobgarskiej, Ewie Andrzejewskiej, Wojciechu Zawadzkim. Romanie Niegoszu, Andrzeju Piesiaku, Marianie Kuskowskim… I wielu innych. Skoro jest tyle o sportowcach – nawet tych w nastoletnim wieku, dlaczego tak mało miejsca zajmują artyści? Szkoda. Pozostaje wierzyć zapewnieniu Czarka Wiklika, że kolejna taka książka już powstaje, bo układa ją życie, a autor „tylko zapisuje jego najbarwniejsze chwile”.
K