Do tej makabrycznej zbrodni doszło 20 listopada 2009 roku we Lwówku Śląskim, kiedy L., który podkochiwał się w przyjaciółce Romana S., przyszedł do niego na wódkę. Już wcześniej zazdrosny S. odgrażał się przy kolegach, że „obetnie” konkurentowi łeb. Swoje groźby spełnił feralnego dnia: zaatakował gościa najpierw obuchem siekiery, potem – nożem.
Odgłosami uderzeń i krzyków zainteresowała się Bożena S., która wyszła z zamkniętego pokoju i zobaczyła co się stało. Zabójca i jej konkubina nie tracili czasu. Obmyślili plan, jak pozbyć się ciała. Roman S. siekierą i maczetą próbował poodcinać ręce, nogi i głowę zabitemu, to jednak okazało zbyt trudne. Bożena S. w tym czasie miała uciec do pokoju obok.
Ostatecznie pokaleczone ciało L. zawinięte w koc Roman S. wyniósł do upatrzonej wcześniej studzienki kanalizacyjnej znajdującej się 30 metrów od jego mieszkania. Kiedy wychodził z bloku włączyła się automatyczna lampa. Przez okno wyjrzała zaniepokojona hałasem sąsiadka. Zobaczyła jak Roman S. ciągnie chodnikiem zawinięte zwłoki i zgłosiła sprawę na policję.
Zabójca od początku przyznawał się do winy i z każdą kolejną rozprawą próbował pomniejszyć udział konkubiny w zabójstwie. Bożena S. natomiast próbowała tłumaczyć, że ze zbrodnią nie miała nic wspólnego. Umycie narzędzi i podłogi tłumaczyła strachem przed Romanem S. Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze nie uwierzył w tę wersję i uznał ją jako linię obrony.
W chwili zabójstwa zamordowany miał 2,5 promila alkoholu we krwi, zabójca i jego konkubina mieli po 2 promile. Roman S. cieszył się w środowisku dobrą opinią. W 2008 roku był jednak karany za jazdę pod wpływem alkoholu, a rok został skazany na karę więzienia w zawieszeniu później za złamanie zakazu jazdy samochodem. Bożena S. znana była przez sąsiadów jako awanturnica i osoba nadużywająca alkoholu. Biegli sądowi uznali, że zarówno Roman S., jak i Bożena S. w chwili zbrodni byli poczytalni.