Do zdarzenia doszło 4 września. Jak opisują Agnieszka i Antoni Cieślukowie tego dnia w ich mieszkaniu zjawił się prezes DIOZ Konrad Kuźmiński w towarzystwie kobiety. Ich wizyta miała być skutkiem informacji od sąsiadów, że rzekomo ich zwierzęta - trzy psy i pięć kotów są w zaniedbane i zagłodzone. Nie okazali też żadnych dokumentów, na podstawie których prowadzili interwencję. W tym momencie w mieszkaniu przebywał syn właścicieli czworonogów wraz z dziewczyną.
Osoby z DIOZ-u zachowywały się bardzo głośno, krzyczały na mojego syna – mówi Agnieszka Cieśluk. - Stwierdziły, ze zwierzęta są zaniedbane i zabrały je do weterynarza. Syn, który został tym krzykiem zastraszony zgodził się, żeby psy i koty zostały przebadane i pojechał z DIOZ–em do lecznicy, jednak nie został nawet zaproszony do środka. Po jakimś czasie psy zostały zabrane przez DIOZ, a u weterynarza zostały tylko koty. Potem syn od lekarza dowiedział się, że od jednego psa i kota zostały pobrane próbki krwi i że jak będą wyniki to dostanie ich odpis. Do dziś dnia tak się nie stało.
Dodatkowo oburzeni jesteśmy formą relacji jaką ze swojej interwencji przedstawił DIOZ w mediach społecznościowych – dodaje Antoni Cieśluk. - Po tej publikacji na naszą rodzinę wylała się fala hejtu, a na drzwiach mieszkania syna pojawił się napis „zdechniesz”. W treści wspomnianego posta wspomniano, że nasz syn był pijany, jako dowód pokazując zdjęcia puszek po piwie, które ktoś pozostawił na klatce schodowej budynku, w którym mieszkamy. Padają określenia że u nas jest brud, smród, a nas przedstawiono jako patologię, zaniedbującą zwierzęta, a to nie jest prawda. Jedynie jedna z suczek, która zresztą jako jedyna była pokazana na zdjęciach miała dolegliwości zdrowotne, których skutkiem było gwałtowne chudnięcie. W jej przypadku popełniliśmy błąd, bo powinniśmy z nią od razu pojechać do weterynarza, a nie próbować ją leczyć swoimi sposobami. Pozostałe psy i koty były zdrowe i odpowiednio pielęgnowane.
Państwo Cieślukowie domagają się, aby ich zwierzęta, których miejsce pobytu jest nieznane, zostały im zwrócone. Chcą także przeprosin za publikacje treści naruszających ich dobre imię. Jak mówią, sprawa najprawdopodobniej znajdzie swój finał na sali sądowej.
Jak mówi prezes DIOZ Konrad Kuźmiński - jeśli właściciele odebranych w Jeżowie Sudeckim zwierząt czują się dotknięci treścią wpisu z mediów społecznościowych to mogą dochodzić swoich praw przed sądem cywilnym.
Społeczeństwo ma prawo wiedzieć, kto zaniedbuje zwierzęta i kto się nad nimi znęca – mówi K. Kuźmiński. - Interwencję podjęliśmy po informacji od sąsiadów właścicieli tych zwierząt, którzy mieli dość smrodu wydobywającego z tego mieszkania. Jeden z psów oraz dwa koty były w tragicznym stanie, a reszta w złym. Zwierzęta były odwodnione, miały anemię i były zapchlone. Ich właściciele nie przedstawili żadnych dokumentów świadczących, że były objęte terapią. Po interwencji zostały przebadane w laboratorium we Wrocławiu. Obecnie przebywają w naszym ośrodku i są leczone. O całej sprawie powiadomiliśmy jeleniogórską prokuraturę.