Najbardziej ambitne plany rozbudowy miasta powstawały w latach o końcowej cyferce „siedem”. Siódemka jest uważana za liczbę szczęśliwą, ale urbanistom na pewno szczęścia nie przyniosła, a Jeleniej Górze nie dała nic. Bo z wielkich projektów udawało się zrealizować zaledwie cząstkę.
Jelenia Góra Centralna
– Pociąg ekspresowy Północ-Południe z Warszawy do Pragi przez Szklarską Porębę Górną wjeżdża na tor pierwszy przy peronie drugim – taką zapowiedź słyszymy na dworcu Jelenia Góra Centralna. Z nowoczesnego aerodynamicznego składu wysiadają pasażerowie. Stacja jest czysta, nowoczesna i zadaszona. Pachnie wielkim światem. W koło budynku dworca – apartamentowce, biurowce i hotele. Do ulicy Wolności dochodzimy podziemnym pasażem. Stąd wygodny dojazd do starego miasta i uzdrowiska Cieplice.
Tak wyglądałoby centrum dzielnicy Centralnej, gdyby od 1977 roku zaczęto konsekwentnie realizować plan rozwoju miasta do roku 2000. Wtedy data początku wieku XXI brzmiała magicznie, a sam rok dwutysięczny wydawał się niemal fantastyką naukową wykorzystywaną w tytułach filmów science fiction.
Dlatego pewnie pomysły architektów i urbanistów nie miały oparcia na realnych możliwościach, choć – przyznać trzeba – sporo w nich było racjonalizmu.
W połowie lat 70. minionego wieku na przekór urbanistycznej logice, ale z sukcesem na miarę czasów, kiedy Polska miała rosnąć w siłę, a ludzie – żyć dostatniej, największe dziś osiedle mieszkaniowe w stolicy Karkonoszy, Zabobrze, kwitło placami budowy, smrodem karbidu i coraz to nowymi blokami.
Do lat 60. żaden z planów perspektywicznych nie przewidywał rozwoju miasta na tych ziemiach rolnych, traktowanych po części jako tereny zalewowe. Jelenia Góra kończyła się na zabobrzańskich przedmieściach: byłej wsi Raszyce. Dalej były tylko pola, kościółek w Jeżowie oraz Góra Szybowcowa.
Ale kiedy, w 1977 roku, Zabobrze rosło jak na drożdżach i przesądzono już o budowie trzeciej części tego osiedla, powstał mało znany dziś plan budowy dzielnicy Centralnej, położonej między Jelenią Górą i Cieplicami. Jego głównym projektantem był architekt i urbanista Jacek Jakubiec, który od 1982 roku stara się skutecznie ożywiać ruinę renesansowego dworu Czarne.
Ambicje na nic
– Już wtedy w środowisku urbanistów (polskich i nie tylko) zaczynała narastać krytyka i opór wobec zalewania miast wszechobecną monokulturą betonowych osiedli-molochów z wielkiego bloku a potem z wielkiej płyty – wspomina Jakubiec. Zamarzyła się jemu i kolegom jeleniogórska dzielnica Centralna.
Jacek Jakubiec: – Jako bardziej indywidualnie kształtowana, kameralna w skali, dobrze wpisana w topografię i fizjografię terenu tkanka osiedli, nawiązująca do dawnej idei "miast-ogrodów".
Udało się zorganizować konkurs na koncepcje tej dzielnicy. Wygrali warszawiacy (Fabierkiewicz i Ciborowski). Prace projektowe miały być kontynuowane, ale wiszący w powietrzu kryzys i schyłek prosperity epoki Gierka na to nie pozwolił.
Projekt był ambitny i przyjazny dla mieszkańców. Przewidywał budowę dworca kolejowego w okolicach dawnej Celwiskozy oraz powstanie wkomponowanych w okoliczne pagórki wielorodzinnych kamieniczek, połączonych siecią ulic i architektonicznie wkomponowanych w okoliczny krajobraz.
Została Wolności
Pomysł świetnie też się wpisywał w nowy, urbanistyczny układ miasta. Dzielnica Centralna uzupełniłaby pustkę, która – w czasach, gdy Jelenia Góra i Cieplice stanowiły odrębne organizmy, była zupełnie naturalna. Lecz kiedy w 1976 roku obydwie miejscowości połączono, zaczęła razić i przeszkadzać w logicznym rozwoju miejskiej infrastruktury. Ponadto istniała przecież linia kolejowa, którą należało „tylko” rozbudować o kilka torowisk. Istniała też Celwiskoza. Już wtedy skutecznie truła środowisko naturalne dwusiarczkami. Nie było jednak jeszcze tak silnej ekologicznej świadomości, która ledwo co zaczęła kiełkować doprowadzając do likwidacji fabryki dopiero na przełomie lat 80 i 90.
Centralna padła śmiercią naturalną, choć – w pewnym sensie – zrealizowano jedno z założeń ogólnego planu dla tej części miasta. Chodzi o poszerzenie ulicy Wolności w tranzytową czteropasmówkę. Prace wykonano bardzo szybko i równie niestarannie, co użytkownicy dróg odczuwają do dziś. Szeroka droga jest jedną z najbardziej niebezpiecznych w Jeleniej Górze, bo projektanci nie pomyśleli, że w 2000 roku samochodów przybędzie kilkakrotnie, co automatycznie zwiększy ryzyko wypadków. Nie przewidziano też w projekcie budowy kładek dla pieszych, które przy drodze szybkiego ruchu są koniecznością.
Ale pomysł budowy Dzielnicy Centralnej nie trafił do ciemnego lamusa wspomnień. Jest koncepcja, aby do niego powrócić i zbudować na terenach między Jelenią Górą i Cieplicami „mieszkaniówkę”.
Na przeszkodzie stoi nie tylko zastój budownictwa mieszkaniowego na wielką skalę, ale przede wszystkim – koszty. Tereny dawnych Kunic i części Malinnika (byłe przedmieścia Jeleniej Góry) są w większości zupełnie nieuzbrojone, co znacznie powiększy koszty ewentualnej inwestycji.
Palcem na wodzie
Grudzień 2009 roku. Dla tych, co nie lubią mrozu, mamy kąpiel w tropikach. I nie trzeba wyjeżdżać na Karaiby. Wystarczy udać się do Cieplic. Tam ogrzejemy się w termalnej wodzie. Relaks jacuzzi w gwarantowany. A najmłodsi poszaleją w rynnie, największej na Dolnym Śląsku spirali, na którą wjeżdża się windą, a potem – ostra jazda bez trzymanki!
Ale gdyby w 1997 roku, ogłaszając konkurs na projekt zespołu basenów, hotelu i centrum balneologicznego (popularnie zwanych aquaparkiem), przewidziano także pieniądze na realizację zamierzeń architektów, w sposób wyżej opisany zachęcilibyśmy Czytelników do skorzystania z wodnego centrum.
Cieplice tętniłyby życiem, bo w hotelu zatrzymywaliby się nie tylko kuracjusze, lecz także liczni goście.
Konkurs ogłoszono u schyłku prezydentury Zofii Czernow. Wtedy także powstały najgłębsze odwierty, które miały sprawdzić zasobność złóż wód termalnych pod Cieplicami. Tyle że na tym etapie prace związane z budową oczekiwanego od lat centrum balneologicznego zakończyły się. Na finalizację zabrakło złotówek.
Sen na gejzerach
Zespół taki miał bazować na wodach termalnych. Ciepliczanie śpią na „gejzerach” bijących kilkaset metrów pod powierzchnią ziemi. Woda ma ponad 80 stopni Celsjusza.
Konkurs został rozstrzygnięty na przełomie 1998 i 99 roku. – Wygrała praca architekta z Wrocławia Edwarda Lacha – pisze Kazimierz Piotrowski, wówczas wiceprezydent Jeleniej Góry. Pan Edward nigdy nie zobaczył jednak budowli wykonanej według nakreślonego planu. I najpewniej nie zobaczy, bo kapituła konkursowa co prawda nagrody przyznała, zorganizowała nawet ekspozycję wyróżnionych projektów, ale tych inwestycji nie zrealizowano.
Miasto przez kilka lat bezskutecznie zatrudniało deweloperów i szukało inwestorów. Byli nawet zainteresowane firmy z USA, ale – w końcu – do interesu nie weszły, bojąc się o zbyt małe zyski w stosunku do poniesionych ogromnych kosztów wodnej inwestycji.
Aquaparku – mimo kolejnych lat koncepcji, projektów, poszukiwań – nie ma. – Wyznaczony przez poprzednią ekipę samorządową teren, gdzie park wodny miałby powstać (tereny przy ul. Dolnośląskiej – RED) to absurd – kwituje Jerzy Łużniak, zastępca prezydenta miasta. – Daleko od centrum Cieplic, w szczerym polu i bez możliwości ułatwień komunikacyjnych.
Jeśli miasto dostanie w czerwcu tego roku pieniądze z funduszy unijnych przeznaczone na zespół rekreacyjny z kompleksem basenów, marzenie to zacznie nabierać realnych kształtów. Po 12 latach od nakreślenia jego pierwszych planów.
Dzieło niedokończone
Mieszkańcy ulicy Kochanowskiego podążają na mszę do potężnego kościoła widocznego w sylwecie Jeleniej Góry z daleka. Obok – potężne i monumentalne kamienice, w których urządzono największe mieszkania dla bardziej majętnych mieszkańców miasta. Dzielnica elit. Tu mieszka prezydent i najważniejsze osoby w stolicy Karkonoszy…
Tak mogłaby wyglądać część Jeleniej Góry na Wzgórzu Fischera (Fischerberg – dziś Wzgórze Partyzantów) gdyby udało się Niemcom zrealizować plany z 1907 roku.
Bo nie tylko Polacy snuli marzenia ściętej głowy o Jeleniej Górze mlekiem i miodem płynącej. Robili to także gospodarze tej części Dolnego Śląska przed 1945 rokiem. Plany może nie były aż tak górnolotne, ale – istniały. Jednym z nich była rozbudowa wspomnianej dzielnicy. Miało tam powstać „drugie miasto” – z rynkiem, kościołem, szkołą, odpowiednią infrastrukturą a także imponującą częścią mieszkaniową w postaci masywnych kamienic.
Część założenia zrealizowano. To charakterystyczny, zbudowany w stylu późnej secesji gmach dawnej Oberrealschule und Realgymnasium, dzisiejszego Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 1.
Trudno uwierzyć, że to gmaszysko w stylu neobaroku z mocnymi akcentami secesji stanęło w ciągu zaledwie dwóch lat – w latach 1913- 1914. Nad budową czuwał sam Richard Kühnemann, jej projektant, który był jednocześnie miejskim radcą budowlanym. Masywna szkoła do dziś stanowi charakterystyczny punkt w sylwecie miasta.
Nie tak jednak miało być: wyższą zaprojektowano wieżę kościoła, który zamierzano wznieść na Noeggerathplatz (dziś plac Energetyka). Potężne, pięciokondygnacyjne kamienice także miały stonować dominację budynku szkoły. Ale niemieckie plany zrujnował wybuch I Wojny Światowej. O nowinkach zapomniano nie tylko na nadchodzące cztery lata, ale – praktycznie – już do końca niemieckiego bytowania w Hirschbergu. Na myślenie o inwestycjach i założeniach urbanistycznych Niemcy nie mieli zbyt wiele czasu. Lata 20. to permanentny kryzys, a z kolei następna dekada to przejęcie władzy przez Hitlera, które skierowało niemiecką myśl architektoniczną na zupełnie inne tory i do innych miast.
Chwała kryzysowi
Jesteśmy w jednym z wieżowców przy ulicy Długiej. Zbudowano je pod koniec lat 70. XX wieku w miejscu wyburzonych kamienic, które nie mogły już sprostać wymogom społeczeństwa socjalistycznego. Obły wysokościowiec ma trzech „braci”. Roztacza się z niego wspaniała panorama stolicy Karkonoszy i samych Karkonoszy. Widać ratusz, który – jako jedyny zabytkowy budynek uchował się w promieniu kilku kwartałów. Pozostałych budynków, świadectwa urbanistycznego rozwoju miasta począwszy od XVIII wieku nie ma. Są za to hałaśliwe podwórka z trzepakami i mnóstwo wolnej przestrzeni, na której mieszkańcy mogą zostawić samochody…
Tak – być może – wyglądałoby „stare miasto”, gdyby udało się zrealizować plany „modernizacji” tej części miasta zakreślone w tzw. „Tezach jeleniogórskich”. Uchwalone w 1958 roku w wyniku wielkiej ogólnospołecznej dyskusji i przyjęte przez Rady Narodowe jako obowiązujący program działania, wytyczając miastu i powiatowi plan reaktywizacji i odbudowy, wśród innych zadań postawiły i to: przywrócić zabytkom dawną świetność zatartą przez zaniedbania jak i przez niszczące działania czasu.
Rekonstrukcja rynku i dzielnicy staromiejskiej ma być do roku 1967 doprowadzona do końca. Rynek znów zakwitnie kolorami. Piękno starych fasad znów w pełni się objawi. Miękką linią zwiną się misterne kraty i balkoniki. Na obłokach położy się koronka lekkiego zwieńczenia szczytów. Ale w trakcie remontów wszystkie wnętrza są już adaptowane do potrzeb współczesnych. Bo kto zgodziłby się mieszkać w ciasnych i zawilgoconych izbach, do których dostępu nie ma ni słońce, ni świeże powietrze.
Tak partyjną poetycką nowomową Maria Szypowska opisuje miasto z roku 1965 w propagandowym albumiku. Wówczas Pracowni nr 1 Miastoprojektu we Wrocławiu zlecono opracowanie planu zagospodarowania śródmieścia z zachowaniem zabudowy podcieniowej w rynku. Kierownikiem zespołu architektów był sam znany i ceniony doktor architekt urbanista Roman Tunikowski. Ten sam, który opracował koncepcję wrocławskiej Kościuszkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej. Ale w Jeleniej Górze Tunikowski raczej zwinął skrzydła swojej wyobraźni niż je rozwinął. Jego pracownia zaprojektowała “nową” starówkę pozostawiając jedynie stylizowane kamienice w Rynku. – Pozostałe domy – pod spychacz. A w ich miejsce klocki, wielkoblokowe realizacje – opowiada wspomniany już Kazimierz Piotrowski.
Choć planów – na szczęście – nie udało się zrealizować (pomogła zapaść gospodarcza w drugiej połowie dekady Gierka), ich skutki odczuwamy do dziś. Nie byłoby bowiem kłótni o Pasaż Grodzki, brzydkich bloków przy ulicy Kopernika, szpecących ulice Długą, Krótką, Solną i Kopernika pseudokamieniczek i przeraźliwie pustych przestrzeni, burzących urbanistyczny ład starówki jeleniogórskiej. Gdyby myślano inaczej, spacerowalibyśmy dziś wąską uliczką Grodzką, klimatyczną Forteczną i prawdziwie staromiejską Kopernika – czując duszę miasta i widząc jego prawdziwą, wybudowaną historię. Niestety, to też jest tylko futurologia.