Gdyby bowiem za początek uznać wdrożenie przepisów policyjnych regulujących przewozy pasażerskie, co nastąpiło w roku 1875, to oznacza, że kursujące w tym czasie omnibusy (wozy konne, które nie poruszały się po szynach, a po bruku, ale na ustalonych liniach), stanowiły jej początek. Początkowo uregulowano ich kursowanie od dworca kolejowego do Rynku, potem do Cieplic, następnie do Sobieszowa, a później nawet do Szklarskiej Poręby. W tej sytuacji trudno jest określać tę komunikację jako „miejską” bowiem w tamtych czasach Cieplice i Sobieszów były autonomicznymi, osobnymi miejscowościami.
Firmy przewozowe (prywatne) dysponowały sporą liczbą wozów i koni, dla przykładu „Borte” miała 20 wozów, 40 koni i zatrudniała kilkudziesięciu woźniców, a inna - „H. Wagenknecht” – nieco mniejsza, opanowała komunikację do Wlenia, wówczas mającego uzdrowiskowy status „luft kurortu”.
A pasażerowie? Mieli i lepiej, i gorzej. Z jednej strony jazda zimą konnym wozem do Szklarskiej Poręby nie należała do przyjemności, ale z drugiej policyjny zapis stanowił, iż „woźnica musi, jeśli ma miejsce, wziąć za zapłatą według taryfy każdego wołającego pasażera i wysadzić go w każdym miejscu na trasie, skoro tego zażąda”. Można więc powiedzieć, że wszystkie przystanki były „na żądanie”. Ale były też rygory, których dziś w zasadzie nie można zastosować, choć z opinii pasażerów współczesnych „aż się o to prosi”. Otóż: pasażer musiał być trzeźwy, czysty i zdrowy, a przynajmniej nie chorować na jakąś zaraźliwą chorobę. W tym względzie „hybryda” jest bardziej wyrozumiała.