Autor (dziennikarz, fotoreporter i wielbiciel regionu jeleniogórskiego oraz stolicy Karkonoszy) przedstawił zarys przygotowywanej właśnie publikacji. Obecnie C. Wiklik jest także radnym i szefem komisji kultury.
Zebrani z Gimnazjum nr 4 usłyszeli garść ciekawych opowiastek o mało znanych szczegółach biografii jeleniogórzan, które Cezariusz Wiklik wyszperał wśród postaci od samego początku istnienia Hirschbergu po naszą epokę.
Najstarszym bohaterem „alfabetu” Wiklika to Antraceus vel Wacław Koler (lub Kohler). Najsłynniejszy jeleniogórzanin epoki renesansu, student Uniwersytetu Krakowskiego. Z tym miastem zresztą związał się i został na uczelni pracując jako filozof, medyk oraz teolog. Ale pochodzenie miał plebejskie: pochodził ze Ściegien spod Jeleniej Góry a jego ojciec trudnił się wypalaniem węgla drzewnego (był kurzakiem). Pseudonim, jaki uczony sobie dobrał, znaczy po łacinie ni mniej ni więcej tylko węglarz.
– Zapewne wielu pamięta postać sławnego kontrolera biletów Antoniego Mazurkiewicza, ale nie wszyscy wiedzą, że w czasie wojny walczył w Kampanii Wrześniowej, a w Jeleniej Górze był tramwajarzem – mówił autor. Pasażerowie autobusów wiedzą, że słynny kanar nie wlepiał mandatów, tylko miał inne sposoby na zachęcenie gapowiczów do kasowania biletów. Kazał, na przykład, całować stojące obok dziewczyny. – Zdarzyło się, że jeden ze złapanych bez biletu odmówił spełnienia „sankcji” nałożonej przez kontrolera – mówi C. Wiklik. – Powód? To moja siostra – odpowiedział pasażer A. Mazurkiewiczowi.
Inny znany, choć już nie tak bardzo, mieszkaniec miasta z opowieści Cezarariusza Wikika to pan Dopierała, grabarz, który mieszkał na cmentarzu. – Tam żył, pracował, tam rodziły się jego dzieci. Jego żona miała życzenie, żeby się w końcu z tego cmentarza wyprowadzić, aby przynajmniej umrzeć wśród żywych. Nie dane jej to jednak było… – mówi Cezariusz Wiklik. Dodaje przy okazji, że „cmentarne” czasy ciekawie wspomina córka grabarza.
Cezariusz Wiklik opowiadał jeszcze o kilku jeleniogórskich bohaterach. Zgromadzeni usłyszeli, o profesorze Tadeuszu Borysie, który przemykał przez miasto w samych slipkach po tym, jak został okradziony na budowie własnego domu. Mówił o Irenie Kamieńskiej-Siucie, byłej wicewojewodzinie jeleniogórskiej i naczelniczce Karpacza, która w latach 60. i 70. „trzęsła” miastem i okolicami. W czasach licealnych miała kłopoty z nauką, bo bardzo angażowała się w działalność polityczną.
– Kiedy jej ojciec, z pochodzenia ziemianin, zdenerwował się, przeprowadził panią Irenę trzymając za ucho przez całe miasto przed oblicze dyrektora Tazbira (ówczesny szef I LO im. Żeromskiego). – Ja swoje zrobiłem, teraz kolej na pana – mówił.
Obszerniej o „alfabecie” napiszemy w najbliższym papierowym wydaniu Jelonki.
Podczas czwartkowej konferencji Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Karkonoskiego opowiadał o średniowieczu Jeleniej Góry w świetle badań architektonicznych. Wojciech Kapałczyński, kierownik delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków skupił się na sakralnych budowlach ewangelickich i katolickich. Ivo Łaborewicz, kierownik oddziału Archiwum Państwowego opowiadał o wielokulturowości miejscowych archiwaliów, zaś Andrzej Paczos, dyrektor Muzeum Przyrodniczego, naświetlił samo zjawisko wielokulturowości w dzisiejszej Jeleniej Górze.