Tytułowi „Arcydzieła muzyki kameralnej” towarzyszyło równie ważne dopełnienie: Janusz Nykiel i jego goście. Koncertmistrza Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Dolnośląskiej bywalcom placówki nie trzeba przedstawiać bliżej. Jeleniogórzanin z urodzenia, tu w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Moniuszki szlifował wybitne uzdolnienia wiolinistyczne, z których zasłynął już jako uczeń. Później – po studiach – doskonalił warsztat i zdobywał doświadczenie zagranicą. Do Jeleniej Góry wrócił przed kilku laty i ma się świetnie: wciąż w szczytowej formie, czego dał dowód dziś.
Janusz Nykiel zaprosił do tego kameralnego koncertu dość liczne grono wykonawców. Wieczór podzielono na dwie części. W pierwszej melomani usłyszeli rzadko grywany Kwintet klarnetowy A-dur Maxa Regera. Partię klarnetu zagrał Andrzej Zwarycz. Wystąpiły ponadto Irina Movlian-Cichoń (drugie skrzypce), Barbara Pukalska (altówka) i Małgorzata Golian (wiolonczela). Oczywiście – pierwsze skrzypce grał gospodarz wieczoru – Janusz Nykiel. W sumie wszyscy tworzą zespół A Quattro.
W klimat epoki, w której tworzył Max Reger, wprowadził publiczność Andrzej Więckowski. Przypomniał o rewolucjonizmie kompozytora tego kompozytora przełomu XIX i XX wieku, który – choć osadzony jeszcze w realiach i normach dziewiętnastego stulecia z Mozartem jako muzycznym idolem i Mahlerem jako duchowym przewodnikiem, był jednocześnie „przedwcześnie” dwudziestowieczny jeśli chodzi o formę i harmonizowanie.
A. Więckowski zaznaczył, że kameralistyka w większości przypadków twórców stanowi ostatni, finałowy etap kreacji. Tak też i było w przypadku Regera, który oddał do druku Kwartet klarnetowy A-dur na pięć tygodni przed śmiercią. Dzieło to w wykonaniu filharmoników dolnośląskich zabrzmiało świeżo i przyjaźnie. Klarnet, wbrew temu, czego można się spodziewać, nie występuje tu w roli głównej, a jedynie „oplata” motywy pozostałych instrumentów. Warto dodać przy tym, że utwory Regera są bardzo skomplikowane technicznie i przez to niezbyt często wykonywane.
W drugiej części zmienił się skład muzyków. Na estradzie pozostał tylko Janusz Nykiel. Partię drugich skrzypiec zagrała Ewa Mutkowska, zaś altówki – Marta Mutkowska. Na wiolonczeli zagrał Mateusz Urban. W ich wykonaniu zabrzmiały melodie bliższe nam nie tylko geograficznie, lecz także duchowo zawarte w I Kwartecie Smyczkowym e-moll „Z mojego życia” czeskiego kompozytora Bedřicha Smetany.
Przybliżając sylwetkę tego twórcy, najczęściej kojarzonego z Poematem Symfonicznym „Moja Ojczyzna” (Má vlast), Andrzej Więckowski przypomniał, że Smetana dojrzewał w czasach, kiedy w Czechach (a w zasadzie w Austro-Węgrzech) język czeski niemal zanikł. Był ochrzczony jako Friedrich Smetana i wychował się w kulturowym kręgu niemczyzny, a czeskiego nauczył się dopiero jako dorosły mężczyzna. Imię Bedřich przybrał później, a gdy miał 32 lata, napisał pierwszy list po czesku. Wówczas także został propagatorem odradzającej się ojczyzny i zagorzałym patriotą. Jednak jego życie było pełne trosk i chorób.
Cierpiał na omamy słuchowe, które zakończyły się kompletną głuchotą i obłędem. Kompozytor, pod koniec XIX wieku, dokonał zresztą żywota w zakładzie dla psychicznie chorych. Jego Kwartet „Z mojego życia” stanowi spowiedź muzyczną twórcy. Zawarł w nim Smetana swoje niepokoje, w tym także dźwięki, które „słyszał” jako omamy. Nie brak w tym dziele charakterystycznych nut narodowych (polka), ale akcent dominujący stanowią dźwiękowe opowieści z głębi umysłu twórcy, świadomego swojego kalectwa i - jakby spodziewającego się końca bynajmniej nienależnego ludziom wielkim.
A sam koncert, choć mały w swoim rozmiarze, był po prostu wielki. Pokazał kunszt muzyków Filharmonii Dolnośląskiej, w tym gospodarza wieczoru Janusza Nykiela. Dodajmy, że wydarzenie nie było pozbawione akcentów osobistych. Koncertmistrz dedykował jedną z części Kwartetu Smetany żonie i córce.