– Zebrane akryle weneckie, kawałki gondoli, różne fragmenty bram, kapelusze gondolierów, kwiaty na balkonie i w oknie, po prostu kolorowa Wenecja – mówił na wernisażu 7 listopada 2010 Maciej Woliński i zwracał uwagę na swoje prace, które, istotnie, wystawione na ekspozycję w cieplickim Casparze tworzą coś w stylu kalejdoskopu kolorów i luźnych, jakby uchwyconych okiem fotografika scen, swobodnych refleksji na temat miejsca, które – po prostu – „ktoś”, w tym wypadku artysta, darzy ogromną sympatią. Swobodnych, a zarazem ściśle podporządkowanych zasadom impresjonizmu i stanowiących doskonały przykład tego właśnie stylu w malarstwie.
Wystawa Macieja „Matiego” Wolińskiego przywołuje na myśl prozę Andrzeja Stasiuka – pisarza, który swe ulubione miejsca przedstawia właśnie poprzez „kawałki” rzeczywistości, dygresje i dykteryjki na temat przejeżdżających samochodów, elewacji budynków, ludzi wyglądających z okien czy innych, przypadkowo zaobserwowanych sytuacji. I choć Stasiuk bynajmniej nie opisuje Wenecji – porusza się tylko i wyłącznie w obszarze Europy Środkowej, analogia jest tutaj dość oczywista.
Stasiuk zabiera nas w literacką podróż po „locus solus” – miejscach dla niego „przyjemnych” i atrakcyjnych, gdzie owa atrakcyjność polega właśnie na banalnej codzienności: rozbitej na detale, małostkowej, a niekiedy wręcz śmiesznej. Tu nadrzędnym motywem są bramy, ruiny, zwykli ludzie i sytuacje codzienne. Podobnie, by nie powiedzieć „tak samo” czyni również Woliński – w przypadku „Kawałków Wenecji” wszakże też obcujemy z gondolierami, oknami, bramami, słowem, z „nieulizaną” rzeczywistością.
Różnica polega jedynie na tym, iż Mati zabiera nas w podróż wykreowaną przez malarza – impresjonistę, operującego nie słowem, lecz kontrastem, nasyceniem barw czy jasności obrazu. Dlatego też – miłośnicy impresjonizmu mogą być zachwyceni, Ci zaś, którzy gustują w innych stylach, co najmniej zainteresowani. Warto zobaczyć.