Do tragedii doszło 24 sierpnia 2008 roku w mieszkaniu przy ulicy Zjednoczenia Narodowego. Mieczysława J. i Stanisław K. od 23 lat wspólnie prowadzili gospodarstwo domowe przebywając w mieszkaniu Mieczysławy. W ich związku atmosfera zawsze była napięta. Mieczysława J. choć za młodych lat dobra uczennica i przykładna córka, która skończyła liceum zawodowe, w ostatnich latach nawet wśród sąsiadów, rodziny i znajomych uchodziła za awanturnicę.
Do tego piła. A w alkoholowym widzie stawała się jeszcze bardziej agresywna i rzucała się z nożem na swojego Stasia. Relacje pary zaostrzyły się jeszcze bardziej, kiedy wiosną 2008 roku, cztery miesiące przed tragedią, o wynajęcie pokoju w mieszkaniu Mieczysławy J. poprosił ją Jan M. Wówczas Mieczysława J. powiedziała swojemu poprzedniemu partnerowi, że to koniec i, że ma kogoś innego. Kazała mu się wyprowadzić. Stanisław K. nie miał dokąd pójść. Poprosił kobietę, żeby pozwoliła mu zostać. Zgodziła się i cała trójka zamieszkała razem. Pomiędzy mężczyznami nie dochodziło do kłótni.
24 sierpnia Jan M. wyszedł z domu około godziny 8.30, poszedł do kolegi, a następnie na giełdę handlową do Cieplic. W tym czasie Stanisław K. i Mieczysława J. zostali w mieszkaniu i zaczęli libację przy piwach i winie. Sublokator zdążył wrócić, zjeść śniadanie i ponownie wyjść. Tymczasem alkohol rozjuszył pana Stasia, który po południu wytknął konkubinie sypianie z Janem M. i nazwał ją „kur.. i szmatą”. Wówczas kobieta 31-centymetrowym nożem kuchennym zadała mu śmiertelny cios w klatkę piersiową.
Po zabójstwie kobieta wyszła do toalety, gdzie wymiotowała, później siedziała w pokoju obok i nie zaglądała do kuchni. W zeznania twierdziła, że była w szoku i nie zdawała sobie sprawy, że zabiła konkubenta. Poszła więc pooglądać telewizję. Dopiero po jakimś czasie udała się do sąsiadki, u której zadzwoniła po pogotowie ratunkowe. Lekarz nie był jednak w stanie udzielić pomocy poszkodowanemu, zgon nastąpił przed przyjazdem karetki.
Pani Miecia przyznała się do ugodzenia konkubenta nożem, wyjaśniała jednak, że nie chciała go zabić. W zeznaniach utrzymywała, że partnera tylko drasnęła nożem tak „od niechcenia”. Przeprowadzona sekcja zwłok i opinie biegłych nie potwierdziły jednak tej wersji. Siła uderzenia i sposób zadania ciosu wskazywały na to, że Mieczysława J. działała z zamiarem bezpośredniego pozbawienia życia konkubenta.
W chwili zatrzymania Mieczysława J. miała we krwi 2,6 promila alkoholu etylowego, zamordowany miał 2,7 promila. Lekarze psychiatrzy wydali niekorzystną dla oskarżonej opinię stwierdzając, że w chwili popełnienia zbrodni była w pełni poczytalna i miała zdolność kierowania swoim postępowaniem.
Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze wydał wyrok w tej sprawie. Choć prokurator żądał dla zabójczyni 25 lat pozbawienia wolności, sąd przyjął, że działała ona w zamiarze ewentualnym i wymierzył jej karę 12 lat więzienia. Wyrok nie jest prawomocny. Nie wiadomo, czy oskarżyciel będzie się od niego odwoływał.