Jelenia Góra to moje rodzinne miasto, jestem dumny, że stąd pochodzę – powiedział Marcin Wyrostek zwracając się do publiczności, wśród której – jak zwykle podczas koncertów tego artysty – zasiadła jego najbliższa rodzina. Nie zabrakło osobistych dedykacji i charakterystycznego humoru akordeonisty, który dzięki biegłości palców, talentowi i żmudnym ćwiczeniom dotarł na wyżyny akordeonowego kunsztu.
To był w sumie czwarty koncert M. Wyrostka z zespołem Coloriage w Jeleniej Górze. O ile poprzednie stanowiły osobne wydarzenie, o tyle ten poniedziałkowy wpisany został w ogólnopolską trasę koncertową, podczas której muzycy promują swoją najnowszą płytę zatytułowaną “Marcin Wyrostek & Coloriage”. Na krążku z grupą i jej liderem wystąpiła także znana wokalistka Kayah. Do stolicy Karkonoszy nie dojechała, zaś utwór, w którym zaśpiewała, zabrzmiał w wersji instrumentalnej. - Te brawa to dlatego, że nie ja nie zaśpiewałem – uśmiechał się akordeonista.
Z norwidowskiej sceny popłynęły utwory znane już z wcześniejszych występów, jak i nowe dzieła w specjalnych aranżacjach i – co charakterystyczne dla Coloriage i jej lidera – z akcentem na improwizację. Oklaskiwano więc tanga Astora Piazzoli i Richarda Galliano, ale nie tylko. Artystów mocno zainspirowała muzyka bałkańska, która – w żywiołowym wykonaniu i przeplatana w jednym z utworów muzycznymi cytatami z polskich seriali – zdawała się dominować w koncercie. Z klasycznego repertuaru M. Wyrostek zagrał solo fragment “Czterech pór roku” Vivaldiego, którego nauczył się jeszcze w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Moniuszki (jest jej absolwentem).
Czterech muzyków stanowiących Coloriage grało świetnie: dynamicznie, spontanicznie, uczuciowo i głęboko. Tematy powolne ożywały dzięki fenomenalnemu accelerando, a całości dopełniała perfekcyjna kolorystyka dźwiękowa, czyli bogactwo brzmienia całości. Wprawdzie Marcina Wyrostka określa się jako lidera grupy, jednak pozostali artyści błyszczą perfekcją.
Fenomalne skrzypce Mateusza Adamczyka, mocny i pewny bas Piotra Zaufala i cudowna perkusja Krzysztofa Nowakowskiego, którego solówki bardzo podobały się publiczności. Ta miała ucztę nie tylko dla uszu, lecz także dla oczu. A to za sprawą feerii świateł, które dopełniały perfekcji całego przedsięwzięcia.
Marcin Wyrostek nie wziął sobie do serca teatralnego przesądu, że na scenie nie powinno się gwizdać a i pstrykać palcami nie bardzo uchodzi. Fragmenty popularnego Libertango Piazzoli zostały więc odgwizdane i rytmicznie wypstrykane – rzecz jasna – z udziałem publiczności, która miała okazję wykazać się muzycznym wyczuciem melodii i rytmu.
Co było do przewidzenia, bez bisów się nie obeszło. - Możemy także zagrać na bis w waszych domach – mówił Marcin Wyrostek – tyle że w formie elektronicznej. Po koncercie można było nabyć promocyjną płytę, dostać autograf od wykonawców, porozmawiać z nimi i zrobić sobie zdjęcie na pamiątkę. A będzie co wspominać! Brawo!