Huraoptymizm, jaki towarzyszył pomysłowi wprowadzenia angielskiego dla pierwszoklasistów, już mija. Pedagodzy zaczynają się zastanawiać, skąd wziąć kadrę i pieniądze na dodatkowe etaty.
25 milionów złotych, które na dodatkowe nauczanie angielskiego zarezerwowano w budżecie państwa, wystarczy najwyżej na opłacenie dodatkowych godzin i etatów w dwóch, może trzech większych miastach w kraju. Do Jeleniej Góry te złotówki raczej nie trafią.
Brakuje też anglistów z przygotowaniem pedagogicznym, a tylko takie osoby będą mogły prowadzić zajęcia w podstawówkach. Przed szkołami nie ustawiają się też kolejki chętnych do pracy. Powód: niskie pensje. Początkujący nauczyciel może zarobić około 1300 złotych na rękę. W pracy czeka na niego nie tylko nauczanie, lecz także biurokracyjna droga do tak zwanego awansu zawodowego.
Jak się dowiedzieliśmy, niewielu anglistów pyta o etaty w szkołach podstawowych, a właśnie teraz zaczyna się ruch kadrowy. Dyrekcje o pieniądzach na angielski tylko słyszały. – Nic nie możemy obiecać zainteresowanym, bo nie dostaliśmy jeszcze żadnych decyzji – usłyszeliśmy w kilku podstawówkach.
Samorządowcy już obawiają się, że to na ich barki trafi wprowadzanie w życie ministerialnych pomysłów. Z kolei w budżecie miasta nie przewidziano większych środków na oświatę niż w roku ubiegłym.
Najpewniej trzeba będzie zaciągać kredyty, a później „wyciągać” pieniądze z ministerstwa.
Nie ma też skutecznego sposobu, aby zachęcić ludzi po anglistyce do pracy w szkołach. Dziś wielu z placówek oświaty ucieka i szuka lepiej płatnego zatrudnienia w prywatnych szkołach językowych.