- Co dla Pana jest ważniejsze, wielka inwestycja, czy sprawa jakiegoś kolejnego domu w ruinie?
- Pytanie jest niedobrze postawione, bo dokładnie tak samo ważne są obie te sprawy. Budowa drogi, czy przebudowa zespołu pocysterskiego są oczywiście niezwykle ważne, bo przecież służą turystom i mieszkańcom, a przez to, że turystom – to tym bardziej mieszkańcom, bo wielu z nich z turystyki się utrzymuje. A zaniedbane domy są też niezwykle ważne, jeśli w nich mieszkają Jeleniogórzanie. Zresztą – sprawa starych domów, wymagających wysiedleń, była wczoraj tematem większego spotkania. To niezwykle skomplikowana sprawa, bo z różnych powodów (zagrożenie katastrofą, budowa ulicy, zaległości w czynszach, wyroki sądowe) trzeba podjąć decyzję o przeniesieniu gdzieś mieszkańców, a to wymaga najczęściej konsultacji, okazywania im nowych mieszkań, znalezienia mieszkań socjalnych, itp. Lista rodzin, które wymagają takich decyzji, to niemal 70 nazwisk i niemal 40 adresów tych domów. A niektóre muszą być wyburzone nie tylko ze względu na swój stan, ale też dlatego, że stoją w pasie planowanych dróg, czy skrzyżowań. A odpowiadając szczegółowo na pytanie – miasto to przede wszystkim ludzie i ich standard życia, a dopiero później, drogi czy budynki. Choć – co oczywiste – jedno i drugie jest sprzężone ze sobą.
- A jaki jest zakres prowadzonych teraz prac, w końcu lato to najlepszy okres dla inwestycji?
- Prowadzimy, tylko na drogach, 15 inwestycji, w tym tylko jedna – budowa obwodnicy południowej zakończy się w przyszłym roku, pozostałe – przed końcem bieżącego. Podejmujemy nie tylko zadania spektakularne, ale też pozornie drobne, ale potrzebne mieszkańcom, o co zabiegam. Przykładem jest choćby przebudowa odcinka chodnika w Goduszynie za prawie 200 tys. zł. (zakończenie – w październiku). Większość robót jest jednak znacznie bardziej kosztowna, m.in. przebudowa ul. Powstańców Śląskich wraz z budową łącznika do ul. Waryńskiego, pond 3 mln, zakończenie także w październiku. Kończy się przebudowa ul. Sygietyńskiego (ponad 1,2 mln zł). Trzy kolejne budowy, I i II etap ulicy Karola Miarki, i budowa ulic w osiedlu Żabia – to wartość każdej z nich ok. 1,5 mln. Żabia została ukończona, a Karola Miarki zakończy się w październiku. Wtedy też odbierzemy oświetlenie kanału Młynówka. I cały kanał, wraz z terenami przyległymi, w tym szlakiem pieszo-rowerowym. Młynówka pochłonie – z pracami towarzyszącymi – ponad 7 mln zł. Z tym projektem były pewne perturbacje, bo trzeba tam zainstalować nieprzewidziane w ub. roku separatory ścieków, ale to już zostało uzupełnione. Autobusy turystyczne nie mogły wcześniej znaleźć miejsc parkowania w Cieplicach, turyści indywidualni też mieli z tym kłopoty – pierwszy parking już jest gotowy, drugi będzie oddany we wrześniu, podobnie jak ścieżka rowerowa z Doliny Izery do Doliny Bobru. Parkingi rozwiążą właściwie wszelkie problemy w tej części miasta, bo mają odpowiednią pojemność, a ścieżka będzie dobrze służyć mieszkańcom także. Obserwuję renesans rowerów w Jeleniej Górze i staramy się za nim nadążać.
– Właśnie… a może lepiej wyprzedzać?
– Lepiej. Dlatego też zleciliśmy dokumentację na przebudowę ulicy Osiedle Robotnicze i tak analizujemy wspomniane wyżej plany wyburzeń, by płynnie przechodzić do kolejnych prac. Miasto jest takim organizmem, który podlega nieustannemu rozwojowi i jeśli planiści czegoś nie dopatrzą, to później trudno usunąć błędy. Dobrym – niestety – tego przykładem – jest skrzyżowanie ulic Jana Pawła II i Grunwaldzka. Mogłoby być lepiej rozwiązane, a pospieszna sprzedaż niektórych obiektów w obszarze tego skrzyżowania, albo terenów pod budowę oznacza zablokowanie możliwości szerszego rozwoju. Dlatego z jednej strony staramy się szybko sprzedać niepotrzebne nam tereny i obiekty, ale z drugiej – analizować potrzeby miasta w perspektywie kilkudziesięciu lat. W zakresie sieci komunikacji nie jest to za długi horyzont czasowy.
– Doprawdy?
– Owszem. Gdyby bowiem w okresie budowy estakady na Zabobrzu, w ciągu ulicy Jana Pawła II myślano z odpowiednim rozmachem o tej drodze, to estakada byłaby dłuższa o kilka przęseł, można było rezerwować tereny pod zjazdy z ewentualnego „ślimaka” i nikt nie odczuwałby dziś korków na dojazdach do Castoramy, czy Tesco od strony ulicy Mostowej, czy Grunwaldzkiej. Nikogo o nic nie oskarżam, pracowano wówczas w oparciu o tamten stan wiedzy. Wszystkim się wydawało, że rozwiązanie sprawy korków przy przejeździe kolejowym, „wiecznie zamkniętym”, to epokowy sukces. To prawda, estakada była wtedy sukcesem, ale Zabobrze nie liczyło nawet połowy dzisiejszej populacji mieszkańców, a po Jeleniej Górze jeździło 20% aut, które jeżdżą dziś… Dziś więc musimy przewidywać możliwie precyzyjnie, jak miasto może wyglądać za 20 – 30 lat i jak budować dziś, żeby nie blokowało to nikogo pojutrze.