Obecnie istniejąca placówka jest zdaniem decydentów za mała i przestarzała. O każdej porze roku – przepełniona bezpańskimi psami i kotami. Z drugiej strony mieszkańcy narzekają, że po mieście wałęsają się sfory bezpańskich psów i kotów. Jest to szczególnie odczuwalne wiosną.
Schronisko przy ul. Spółdzielczej powstało z myślą o przechowaniu około 60 czworonogów. Z reguły w boksach przebywa ich ponad 100. W tym tłoku zdarza się, że zwierzęta chorują, gryzą się, a silniejsze zabijają słabsze.
Z szacunków wynika, że w Jeleniej Górze jest około trzech tysięcy psów, które mają właściciela (zarejestrowanych i ze wszczepionymi elektronicznymi czipami jest jeszcze mniej) i co najmniej drugie tyle, do których nikt się nie przyznaje. Kotów nikt nie liczył.
– Włóczące się psy są agresywne, choć to najczęściej zwykłe kundle. Rzucają się na ludzi bez żadnego powodu. Raz na ul. 1 Maja naliczyłam około 10 różnej maści zwierzaków biegających za jakąś suką i groźnie warczących na przechodniów – opowiada Marzena Górska z centrum Jeleniej Góry.
– Najlepiej sprawdziłaby się rola rakarza, który by te bezpańskie zwierzęta po prostu wyłapał – dodaje.
Na smród pozostawiony przez osiedlowe koty utyskują mieszkańcy nie tylko w blokach. – Wiem, że te zwierzęta są w pewien sposób pożyteczne, ale ich zachowanie w marcu bywa nie do zniesienia: hałasują, smrodzą oznaczając wyjątkowym fetorem wszystkie wycieraczki na klatce schodowej – twierdzi Zygmunt Waszniewicz.
Nikt nie mówi o tak radykalnych i nieludzkich rozwiązaniach, które zastosowano w Brzegu Dolnym. Tam pracownicy magistratu zamurowali żywe koty w kanale wentelacyjnym. Zwierzęta przez kilka tygodni ginęły w męczarniach. – Ale problem jest: coś z tym trzeba zrobić – mówią ludzie.
Miasto nie przewiduje powołania instytucji rakarza, który wyłapywałby w sieci bezpańskie zwierzęta. Takich odłowów, zwłaszcza w przypadku wyjątkowo agresywnych psów, dokonują pracownicy schroniska. Jednak, jak tłumaczą, jest ich za mało, aby w całości sprostać zadaniu.
– Pozostaje kłopot, gdzie te zwierzęta trzymać, skoro w schroniskowych boksach nie ma miejsca – zastanawiają się.
Niewiele zrobi bezpańskim zwierzętom straż miejska. – Przecież nie wlepimy psu mandatu. Jeśli nabrudzi lub kogoś pogryzie, trzeba ustalić właściciela, a to nie jest łatwe.
Sposób, który miał ten kłopot rozwiązać, czyli elektroniczne czipowanie zwierząt, w tym przypadku egzaminu nie zdał. Dzięki czytnikowi strażnicy mogą łatwo ustalić nazwisko i adres właściciela oraz potwierdzenie zaszczepienia czworonoga.
– Czipy zostały wszczepione głównie przez troskliwych właścicieli zwierząt. Ci, którzy o psy dbają mniej, lub nie są przekonani do elektroniki, w darmowej akcji nie brali udziału – wyjaśniają lekarze weterynarii.
Zdaniem Michała Kasztelana, prezesa MPGK, rozwiązanie leży w zmianie ludzkich postaw. – Psa i kota powinien mieć tylko ten, który tego naprawdę chce. Inaczej rodzi się patologia, której skutki trudno opanować.
Jeszcze nie wiadomo, czy na rozbudowę schroniska znajdą się pieniądze w miejskiej kasie. Do tego inwestycja pociągnie za sobą dodatkowe koszty zatrudnienia kolejnych pracowników.