Postępowanie umorzył niedawno prokurator okręgowy w Jeleniej Górze. Sprawa wyniknęła w trakcie innego śledztwa prowadzonego po śmierci trzyletniego Bartosza K., który został zakatowany przez opiekuna w Kamiennej Górze. Wówczas Prokuratura Okręgowa wszczęła postępowanie, które wcześniej umorzyli wałbrzyscy śledczy. Dotyczyło ono uprowadzenia w dniu 29 czerwca 1997 roku dwumiesięcznej Kariny K., córki Iwony K., która była matką trzylatka.
Z przedstawionej wersji zdarzeń wynika, że wówczas na policję zgłosił się Krzysztof C., który powiadomił o zaginięciu swojej córeczki, Kariny. Miał on pozostawić dziecko na podwórku w wózku i udać się do sklepu po piwo. Kiedy wrócił, stwierdził, że wózek jest pusty. Poszukiwania dziecka zorganizowane przez policję nie przyniosły rezultatu.
Jednak w toku postępowania w lipcu 1997 roku pojawiły się pierwsze okoliczności, które wskazywały, że Karina K. nie została porwana, lecz zabita przez Krzysztofa C. Policjanci ustalili, że podczas awantury, która wywiązała się w trakcie wspólnego picia alkoholu przez matkę dziecka Iwonę K. oraz Krzysztofa C., kobieta nazwała konkubenta mordercą. I została dotkliwie pobita.
O makabrycznej zbrodni świadczyły także zeznania jednej z pobliskich mieszkanek, która oświadczyła, że w feralnym dniu, nad ranem, widziała Krzysztofa C., który niósł reklamówkę wypełnioną czymś do połowy. Mężczyzna stanowczo temu zaprzeczył, twierdząc, że o tej porze dziecko spało.
Jednak kłamał, bo – jak zeznał inny sąsiad – z okien mieszkania C. w nocy, kiedy mogło dojść do zbrodni, rozlegał się głośny płacz dziecka i krzyki jego ojca, żeby się uspokoiło. Inna sąsiadka potwierdziła, że widziała, jak nad ranem Krzysztof C. wychodził z kamienicy z dużą reklamówką.
Sąsiedzi podkreślili, że było mało prawdopodobne, aby ktoś z zewnątrz wszedł na podwórko, gdzie – według wersji ojca dziecka miał on zostawić wózek – i zabrać dziewczynkę nie będąc zauważonym przez któregoś z lokatorów.
Przełomowa dla postępowania okazała się… śmierć Krzysztofa C., który skutecznie targnął się na swoje życie. Babcia Kariny K. twierdziła, że zrobił to dlatego, że zabił jej wnuczkę i dręczyły go wyrzuty sumienia. Do Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu wpłynęło także pismo niejakiego Mariana P. – Z jego treści wynikało, że P. rozmawiał z nieżyjącym już Krzyszfem C. i ten miał mu powiedzieć, że dziecka nikt nie porwał, lecz to on je zamordował. Wskazał też, że mieli wspólnie wykopać zwłoki dziewczynki i przenieść je na cmentarz, ale P. został aresztowany i trafił do celi z powodu innego przestępstwa – informuje Violetta Niziołek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Jako dowód przedstawił też taśmę magnetofonową, na której zarejestrowano wyznanie Krzysztofa C. Ten miał powiedzieć, że „zabił bękarta i godzi się na wykopanie go z lasu, by pochować na cmentarzu”. Nie można było jednak stwierdzić wiarygodności nagrania, bo śledczy nie dysponowali nagraniem głosu Krzysztofa C. (wtedy już nie żył), aby móc porównać zarejestrowane dźwięki. Marian P. powiedział śledczym, dlaczego nagrał wypowiedź C. , jednak jego zeznanie stanowi tajemnicę i prokuratura nie może go ujawnić.
Tymczasem bliscy Krzysztofa C. po usłyszeniu nagrania jednoznacznie stwierdzili, że głos należy do nieżyjącego już mężczyzny. Zeznały, że C. mówi, iż zabił Karinkę przykładając jej poduszkę do twarzy, a zwłoki zakopał w lesie.
Ciała dziecka nie odnaleziono do dziś i jest mało prawdopodobne, że tak się stanie. Prokurator umorzył postępowanie ze względu na fakt, że domniemany sprawca nie żyje. Można jednak być niemal pewnym, że to właśnie Krzysztof C. pozbawił życia swoje dziecko, a okoliczności z tym związane zabrał ze sobą do grobu.