Jeleniogórzan, którzy we wtorek pod arkadami obejrzeli mecz Polski z Kostaryką, na pewno ucieszył wynik tego wymęczonego zwycięstwa. W klimat spotkania już na początku wprowadził wszystkich pan Darek mówiąc o „dwudziestoczterostopniowym upale, który na pewno nie będzie polskim piłkarzom pomagał”.
Komentator od razu "zagrał" asekuracyjnie zwalając ewentualną porażkę na karb pogody. Co prawda, z 24 stopni zrobiło się 28, a futboliści ciężko oddychali no i przegrywali z przyzwyczajoną do upałów Kostaryką.
Później posłuchali rad popularnego Szpaka, który polecał, aby „grać piłką”, jakby w piłce nożnej można było grać czymś innym.
Polacy, głównie w postaci Krzynówka, zagrywali „świetnie, ale niedokładnie”. W końcu trafił do bramki i to dwa razy celnie Bosacki, który na Mundial w Niemczech dostał się podobno „przez przypadek”.
Panu Darkowi zdarzyło się powiedzieć w jednym z innych meczów o „niecelnym trafieniu”, ale tym razem, na szczęście, ugryzł się w język.
Dowiedziałem się też z wypowiedzi Szpakowskiego, że „oto mamy szybką kontrę”. A czy można grać wolną kontrą?
Słuchając komentatora odniosłem wrażenie, że Polacy muszą wciąż czegoś szukać. A to faulu, a to strzału, a to okazji do jego wykonania. Myślałem, że szukać to można grzybów w lesie, ale – jak się okazało – nie tylko, bo szukanie istnieje też na murawie boiska. Na szczęście nie graliśmy z Czechami, bo jeszcze nasi południowi sąsiedzi zrozumieliby te słowa po swojemu…
Niezbyt aktywny był kapitan Jacek Bąk. Nie dał okazji panu Darkowi do powtórzenia smacznego zdania, że ktoś „puścił Bąka lewą stroną”. Euzebiusza Smolarka po raz pierwszy (i ostatni) w tym Mundialu Szpakowski nie pomylił z ojcem Włodzimierzem. Zapewne kibice pamiętają zdanie: „Włodek Smolarek krąży jak elektron koło jądra Zbyszka Bońka” wypowiedziane przez komentatora bodaj w trakcie Mistrzostw Świata w Meksyku w 1986 roku.
Szpakowski nie miał też możliwości powiedzenia czegoś o Kamilu Kosowskim, który w meczu z Ekwadorem „poślizgnął się zupełnie niepotrzebnie w takim momencie”. Szpanujący pychą i długimi włosami pomocnik po prostu nie zagrał z Kostaryką. Za to w Niemczech chyba dwa razy był na rybach.
Pan Darek nie miał też sposobności krzyczenia „Goooooooool, a nie, nie ma bramki, tylko boczna siatka”, bo Polacy nawet takich strzałów za wiele nie oddali.
Chyba dobrze, że nasz czołowy komentator nie zachwalał zwycięstwa krajan przed końcowym gwizdkiem sędziego, tak jak uczynił to w zeszłym roku podczas pucharowego starcia Wisły Kraków z Panathinaikosem. Wówczas, kiedy brzmiał Szpakowski w swoich peanach na cześć krakowian, grecki klub strzelił gola. I skończyły się marzenia.
Polscy piłkarze na Mundialu chyba bardziej sprawdzili się w pyskówkach z dziennikarzami podczas konferencji prasowych, niż na niemieckich boiskach. Chyba się Państwu narażę, ale sądzę, że dobrze się stało, iż nie awansowali do dalszych rozgrywek.
Może klątwa pana Darka zawiśnie teraz na Niemcach. On ich mecze zapewne będzie komentował. A na stanowisku z mikrofonem lepiej by wypadł sam Włodzimierz Lubański. Jego imieniem nazwano niedawno stadion w Jeleniej Górze.