Pierwsza edycja festiwalu odbyła się w 2004 roku w Osiedlowym Domu Kultury, po czym nastąpiła długa przerwa i od 2012 r. odbywa się już regularnie, w tym po raz trzeci na Placu Ratuszowym. Z każdym rokiem przybywa atrakcji dla widzów oraz podnosi się ranga wydarzenia.
- Staramy się cały czas wzbogacać to, co robimy. Dwa lata temu była 30-metrowa ścianka, a obecnie jest 100-metrowa – mówił organizator Łukasz Przybyła. - Jeśli chodzi o graffiti to mamy trzecią imprezę w Polsce, po Lublinie i Warszawie. W zawodach breakdance mamy ekipy, które osiągają sukcesy w Wielkiej Brytanii i całej Europie – dodał Ł. Przybyła.
Największą gwiazdą graffiti jam był pionier techniki 3D „Lovepuscher”. - On zmienił tok myślenia, ponieważ malowanie 2D zmieniło się w 3D i możemy teraz zobaczyć iluzję przestrzeni patrząc w jego prace – powiedział przedstawiciel organizatora, czyli Fundacji Dolnośląskiej. Ścianki z dziełami grafficiarzy będzie można podziwiać na jeleniogórskim Rynku przez najbliższy tydzień.
W turnieju koszykówki ulicznej wystartowało pięć zespołów, w tym dwa z Czech. Zwyciężyli koszykarze o kociej nazwie „Miau, miau, miau”.
Najwięcej emocji i wrażeń przyniosły pojedynki breakdancerów, którzy systemem pucharowym rywalizowali o nagrodę pieniężną. - Breakdance to jest wspaniały taniec, który pozwala na wyrażenie osobowości i różnych inspiracji. Można mieszać różne style. Warto go ćwiczyć dla zdrowia i przełamania własnych lęków. Jestem trzeci raz na tej imprezie i widzę, że poziom z każdym rokiem rośnie – ocenił Tobiasz Majstrenko „Wściekły pikuś crew”.
- Dla mnie to jest rytuał. Jestem tu drugi rok z kolei. W Jeleniej Górze ludzie są super . Breakdance to jest taniec dla każdego, ale trzeba mieć „zajawkę”, żyć tym, bo to ciężka praca, ale i zabawa – stwierdził Jameson, który przyjechał z Włoch.
- Kiedyś zobaczyłem w wideoklipie jak tańczą, zaczęliśmy próbować to z kolegami i wiedzieliśmy, że to jest coś dla nas – dodał Karol z Siedlec.