Wróciła moda na wożenie turystów dorożkami. W Karpaczu trudni się tym kilka osób. Wszystko byłoby w porządku, gdyby dorożkarze mieli tę działalność zarejestrowaną i płacili podatki.
Tak nie jest, a przecież za przejazd dorożką turyści płacą, w zależności od długości trasy, od 20 do 50 zł. Trafiają się i lepsze „fuchy”. Dowolność w cenach za te usługi bierze się stąd, że jest to interes nie zarejestrowany, a więc i nie kontrolowany. Trudno więc w tej sytuacji mówić o jakimkolwiek cenniku, nawet umownym.
Jak mówi zastępca burmistrza Ryszard Rzepczyński to nie jedyny mankament tej działalności. Podkute na ostro kopyta koni niszczą nawierzchnię ulic, a dorożki powodują długotrwałe „korki”, szczególnie na zatłoczonym głównym ciągu komunikacyjnym kurortu, czyli ulicach: Konstytucji 3 Maja i Karkonoskiej.
– Byliśmy przekonani o tym, że dorożkarze działają w ramach prowadzonej działalności rolniczej, ale skoro tak nie jest, trzeba będzie ten problem rozwiązać, tym bardziej że nie są zarejestrowani w ewidencji działalności gospodarczej – powiedział R. Rzepczyński. Zresztą to kłopot nie tylko Karpacza. Dorożki pojawiają się też w Jeleniej Górze i jeżdżą regularnie w Szklarskiej Porębie.
Żaden z pytanych przez nas dorożkarzy nie chciał rozmawiać z naszym dziennikarzem na temat swojej działalności.
W Urzędzie Skarbowym w Jeleniej Górze zapewniono nas, że urzędnicy kontroli podatkowej zajmą się tym.
– Może się jednak okazać, że ci ludzie nie są mieszkańcami naszego powiatu i mają zarejestrowaną działalność w innych miejscowościach, tym bardziej że pojawiają się tylko w sezonie letnim i zimowym z saniami z kolei. Wówczas, jak to się mówi, będą na prawie – powiedziała Krystyna Siuda z jeleniogórskiego urzędu skarbowego.