Koszmar trzynastu rodzin mieszkających w wielorodzinnym budynku przy ul. Karola Miarki w Jeleniej Górze trwa od kilku lat. W ostatnim czasie problem się jednak jeszcze bardziej nasilił.
- Ten chłopak zawsze wymagał pomocy psychiatrycznej, ale kiedyś opiekowała się nim matka, która zmarła około pięciu lat temu – opowiada Grażyna Borowska, sąsiadka mieszkająca piętro niżej. – Później Dominik został w mieszkaniu ze swoją 80-letnią babcią, przed którą obnażał się, którą wyzywał. Ona zmarła w kwietniu br. i od tego czasu ten niepełnosprawny chłopak, cierpiący na schizofrenię paranoidalną jest w tym mieszkaniu zupełnie sam. Nie chcemy mu zrobić krzywdy, ale on wymaga całodobowej opieki specjalistów. Sam sobie w życiu nie radzi. Jest zagrożeniem dla siebie i innych. Ja codziennie dziękuję rano Bogu, że jeszcze żyję, że dom się nie spalił, że nie wylecieliśmy w powietrze – mówi załamana sąsiadka.
Jej słowa potwierdzają inni sąsiedzi Dominika G., którzy są zgodni, że bez pomocy odpowiednich służb i zamknięcia 25-latka w ośrodku psychiatrycznym, w tym domu dojdzie do tragedii.
- On nie wie, co robi – mówi pani Iza. – Powinien brać leki, ale ich nie przyjmuje, przez co wyrzuca przez okno talerze, jedzenie, kryształy i co tylko się da. Musimy uważać na głowy, kiedy wychodzimy z domu, a przecież mamy dzieci. W piątek (14.12) wynosił jakiś fotel na śmietnik i wyszedł bez spodni. Już kilka razy obnażał się przed budynkiem, pod oknami mojego 11-letniego syna. W piątek kolejny raz na miejsce wezwana została policja i karetka pogotowia. Ratownicy najprawdopodobniej podali mu jakiś zastrzyk i odjechali pozostawiając go samemu sobie – dodaje pani Iza.
Sąsiad Zdzisław Miczajczuk mówi też o przeraźliwym nocnym wyciu na zmianę z histerycznym śmiechem, włączaniu wody i wylewaniu jej na podłogę wiadrami czy włączaniu palników gazówki, przy których mężczyzna się ogrzewa. Jednak na tym nie koniec.
- Był przypadek, że Dominik ubzdurał sobie, że ściga go jakaś mafia i biegał z nożem pomiędzy dziećmi po ulicy Transportowej. Nikt nie odważył się wówczas złożyć oficjalnego zawiadomienia, więc policja przyjechała, zabrała mu nóż, przyprowadziła do mieszkania i zostawiła – mówi Joanna Borowska, mama sześcioletniego dziecka. – Boimy się, czy nie zrobi nam i naszym dzieciom krzywdy, bo nie wiemy co strzeli mu do głowy. Tyle się słyszy o tym, jak ta choroba może być niebezpieczna i do ilu tragedii doprowadziła. Jakiś czas temu Dominik zasnął też z papierosem w ręku i gdyby w tym czasie do jego mieszkania nie weszła jego ciotka, która go dokarmia, wszyscy spłonęlibyśmy żywcem – dodaje kobieta.
Również siostra matki Dominika G. przyznaje, że bratankowi pilnie potrzebna jest pomoc, ale nie doraźna, tylko stała.
- Ja też mieszkam w tym samym budynku, ale nie mam siły się opiekować Dominikiem – mówi Alicja Lewandowska. – Niedawno zmarł mi mąż i moja mama. Sama potrzebuję teraz spokoju i opieki ze strony innych, ale prawda jest taka, że gdybym ja nie zaniosła mu codziennie czegoś do jedzenia, to by umarł z głody, bo poza mną nie ma nikogo. Jego przyrodnia siostra nie utrzymuje z nim kontaktu. Dominik ma jakiegoś opiekuna z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, ale on pojawia się sporadycznie. Policja i pogotowie przyjeżdżają i odjeżdżają, a my musimy z nim mieszkać i żyć. Nie wiem, jak jeszcze długo to potrwa, ale tragedia w tym budynku wisi dosłownie w powietrzu – dodaje ciotka chorego 25-latka.
Rzecznik jeleniogórskiej policji o tym konkretnym przypadku wypowiadać się nie chce, powołując się na RODO. Wyjaśnia natomiast, że funkcjonariusze nie mają uprawnień do kierowania osób chorych psychicznie na przymusowe leczenie.
- Zadaniem policji jest dbanie o bezpieczeństwo mieszkańców, dlatego w takich przypadkach na miejsce wzywane są karetki pogotowia, a o całej sprawie informowane są odpowiednie instytucje, takie jak ośrodki pomocy społecznej i sąd- mówi podinsp. Edyta Bagrowska, rzecznik jeleniogórskiej policji. – I zapewne tak też było w tym przypadku. Wszystkie sprawy dotyczące osób chorych psychicznie są bardzo trudne. Najczęściej tacy ludzie nie biorą leków i nie wyrażają zgody na leczenie. Jedyną rzeczą jaką można zrobić w takich przypadkach, to ubezwłasnowolnienie takiej osoby, ale taką decyzję musi wydać sąd – dodaje E. Bagrowska.
Podobnie jak policja, na temat sprawy Dominika G. nie chce się też wypowiadać dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jeleniej Górze.
- Mogę tylko powiedzieć, że w przypadku takich osób oferujemy im pomoc i wsparcie, ale taka osoba musi chcieć tę pomoc przyjąć – mówi Wojciech Łabun. – Jeśli takie osoby są naszymi podopiecznymi, to nasi pracownicy odwiedzają je z częstotliwością odpowiednią do potrzeb. Natomiast jeśli takie osoby nie wyrażają zgody na udzielenie im pomocy, a stanowią zagrożenie dla siebie i innych, wówczas składamy odpowiednie wnioski do sądów czy prokuratury o zapewnienie bezpieczeństwa zarówno takiemu podopiecznemu, jak i ludziom z jego otoczenia, w tym sąsiadów czy rodziny – dodaje W. Łabun.
Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, został już złożony wniosek o ubezwłasnowolnienie Dominika G. i umieszczenie go w ośrodku zamkniętym.