Najważniejszym obrzędem, który częściowo zachował się do naszych czasów, było puszczanie wianków na wodę. Panny wiły wianki z kwiatów polnych i ogrodowych, przywiązywały je do deseczki z przylepioną świeczką. Rzucały to w nurt rzeki. Jeśli płynął równo z prądem wody, wróżba była jak najpomyślniejsza.
Pamiętają o tym organizatorzy imprez, na przykład gryfowskich „Kwisonalii”. Na sobotni wieczór zaplanowano w Gryfowie Śląskim konkurs na najładniejszy wianek. Będą one rzucane w nurty rzeki Kwisy.
Podobne zmagania odbędą się w Węglińcu.
Archaicznie zwana Sobótka czy Kupalnocka rozpoczyna się w sobotę, 23 czerwca, wieczorem, a kończy o niedzielnym poranku. Według starych legend, podań i słowiańskich mitów tej nocy magia staje się częścią rzeczywistego świata i zdarzyć się może wszystko.
Obchody świętojańskie były niegdyś wielkim świętem powitania lata, obchodzonym w porze letniego przesilenia słońca, w najkrótszą noc w roku, z 23 na 24 czerwca i najdłuższy dzień, 24 czerwca. Przypomnijmy, że astronomiczne lato zaczęło się 21 czerwca o godz. 14. 37, po wejściu słońca w znak Raka.
W przeddzień św. Jana na wzgórzach i leśnych polanach palono wielkie ogniska – sobótki, wokół ognisk tańczyły dziewczęta ubrane na biało, w parach skakano przez ogień. Udany skok przez płomienie wróżył zakochanej parze miłość i wierność.
W obchodach świętojańskich ważną rolę spełniał kwiat paproci, który zakwitać miał o północy, przed świętym Janem. Jeśli zerwało się go dokładnie o tej porze, zapewnione miało się wszelkie bogactwo i szczęście.
Obecnie zwyczaje te są już tylko zabawą, a wróżb z nimi związanych nikt nie traktuje serio. Warto o nich pamiętać: są przecież bliższe rodzimej tradycji niż lutowe walentynki – zapożyczone święto zakochanych.