- Oto pierwszy promień, z tych co rażą - to zdanie, które pada z ust Mak-Yksa (kluczowego bohatera spektaklu granego przez Roberta Manię), gdy promień słoneczny razi go w oczy, jest zapowiedzią wypadków i mniej lub bardziej skrywanych cierpień. Tak zaczyna się mający zaraz nastąpić dramat wyobcowania.
W “Pierścieniu wielkiej damy” mamy wyraźny podział bohaterów na grupy społeczne, co potem wpływa na ich relacje oraz wzajemny szacunek. Bogaci arystokraci i mieszczanie porozumiewają się we własnym gronie. Hrabina Maria Harrys (w tej roli Magdalena Kępińska) to wdowa, kobieta światowa, cyniczna, świadoma, otoczona wielbicielami, pozbawiona trosk natury materialnej, czas wypełnia jej życie towarzyskie. Z jednej strony zachwalana, wywyższana nawet do rangi anioła, z drugiej zaś, lekceważąca i oschła, co wynika wprost z jej wypowiedzi. Towarzyszy jej mądra odźwierna Salome (Iwona Lach) oraz powiernica Magdalena Tomir (Marta Kędziora). Tym postaciom przedstawionym z delikatnym cieniem ironii, przeciwstawione zostało małżeństwo snobistycznych mieszczan ujęte w sposób satyryczny: Sędzia Klemens Durejko (Robert Dudzik) i jego żona Klementyna (Małgorzata Osiej-Gadzina). Artystów-inteligencję reprezentują: Mak-Yks, daleki krewny nieżyjącego już męża Hrabiny, indywidualista, poeta skłócony ze światem, lecz niezbyt przeciwko niemu zbuntowany, który poprzez splot różnych wydarzeń wejdzie do grona wspólnoty arystokratów, oraz bogaty arystokrata Graf Szeliga (Piotr Konieczyński), podróżnik, o nieco zironizowanych cechach romantycznego wędrowca zwiedzającego “po wszech – ścieżkach pachnących balsamem, orientalne kraje”.
W domu Hrabiny Harrys organizowany jest bal dla panienek z pensji, którymi opiekuje się Durejkowa. Wiele w tym wszystkim ironii. Bal, uważany za okazję do prowadzenia kulturalnych dyskusji, przedstawiony jest jako maskarada. Ukazany sztywny rytm kolejnych wizyt i tępy mechanizm życia, jeśli ma do czegoś doprowadzić, to jedynie do wstrząsającej sceny poniżenia człowieka. Podczas zabawy ginie drogocenny pierścień gospodyni.
Piotr Jędrzejas zainspirowany tekstem Norwida, unaocznił dramat wykluczenia. Pokazał ludzi, którzy jeszcze mają marzenia o wielkiej miłości, ale już toczy ich choroba niemożności, inercji, egoizmu - jak grawitacja ciągnie w dół. Jakby czuli, że nie mają innego wyboru. Zawarty konflikt ma co prawda źródła przede wszystkim historyczne (różnice społeczne między zubożałym krewniakiem luksusowej arystokratki a nią samą i wynikające z nich dyskryminacje obyczajowe). Jednak finezyjność dialogu wyrażającego skomplikowaną rozgrywkę (w czworokącie Hrabina Harrys - Graf Szeliga - Magdalena Tomir i Mak-Yks) oraz sprawna reżyseria zbliżona do współczesnego widza wyposaża spektakl w walor żywo angażującej widza świeżości.
Lekceważonego, dyskredytowanego, ale czułego, z wrażliwym sumieniem Mak-Yksa Robert Mania gra z wdziękiem, umiarem i swobodą. Aktor ten w finale czytelnie i powoli wydobywa na zewnątrz i uzasadnia motywy działania swojego bohatera. Hrabina Harrys grana przez Magdalenę Kępińską (w wymyślnej sukni z flamingami autorstwa Anety Tulisz-Skórzyńskiej) idealnie pasuje do jej warunków aktorskich. Iwona Lach doskonale sprawdza się w roli odźwiernej Salome. Robert Dudzik tworzy pełnokrwistą postać komicznego Sędziego Durejki, Małgorzata Osiej-Gadzina - idąc nieco dalej w kierunku komediowej charakterystyczności - wyraziście rysuje sylwetkę żony Sędziego Klementyny. Z kolei Andrzej Kępiński zdobywa poklask w potraktowanej jeszcze bardziej komediowo roli Majstra Ogni Sztucznych.
Marta Kędziora ujmuje świeżością Magdaleny, powiernicy Hrabiny, która uwielbia finezyjne złośliwostki, pozornie towarzysko równouprawniona, tak naprawdę o wiele niższa stanem. Widać to szczególnie w akcie drugim, w którym na scenie zaczyna się słowna nie tyle może batalia, ile zawoalowana spokojem serdecznej na pozór rozmowy dyplomatyczna gra między Hrabiną a Magdaleną o Grafa Szeligę.
Piotr Jędrzejas w spektaklu atomową energię rozpalił na nowo w dojrzale powściągliwym Piotrze Konieczyńskim, aktorze o nienagannym warsztacie, dyscyplinie dykcji, głosu i wersyfikacji, który ma wystarczająco dużo krzepy, by w brawurowej roli Grafa Szeligi bez wysiłku pokazać ponurego i mrocznego obserwatora wydarzeń na scenie, wkraczającego w odpowiednim dla niego momencie. Jego szept wystarczy za krzyki innych, a charakteryzacja i kostium Anety Tulisz-Skórzyńskiej (podobnie jak w przypadku Salome Iwony Lach) przywodzi na myśl jakąś postać rodem z filmowej produkcji science fiction “Star Trek”.
Oszczędna scenografia zaprojektowana przez Marka Brodowskiego pomaga skupić się na wewnętrznym dramacie, który stanowi istotę spektaklu. Postacie wyłaniają się z dwóch stron sceny z długich falujących tiulów, co jakiś czas ich oblicza odbijają się w niemal lustrzanym blacie długiego stołu, a jedyny punkt centralny, ale niestały, to wyświetlany obraz “Wędrowca nad morzem mgły” Caspara Davida Friedricha. Atutem jest także muzyka Sławomira Kupczaka, która wzbudza emocje, podkreślając stany duszy, w jakie wpada Mak-Yks.
“Pierścień wielkiej damy” to spektakl o tym, jacy my jesteśmy. A jeszcze bardziej o tym, jacy na pewno być nie chcemy. Tragizm, który potrafi się przebić przez zastawioną sieć komizmu wydaje się o wiele bardziej przejmujący niż tragizm podany na tacy. Spełnione żądze i ambicje przynoszą więcej rozczarowania niż szczęścia. Dziś w potoku informacji, w telewizyjnej i internetowej publicystyce, pełno jest okrągłych zdań o kryzysie tożsamości współczesnych ludzi, że wyalienowani, zostawieni sami sobie, że tradycyjne więzi co i rusz się zrywają, że kryzys rodziny, że podważanie dotychczasowych wartości, że chaos ekonomiczny, że chaos medialny, że coraz większa wirtualizacja, że coraz mniej czasu na radość z życia, bo tę już nie czerpie się ot tak, z samego istnienia. Tylko trzeba ją sobie kupić a wcześniej na nią zapracować kosztem radości z życia właśnie.