Ponieważ przebywałem w Indiach cały miesiąc, doświadczyłem wielu ciekawych sytuacji. Spotkałem się z miłym przyjęciem mieszkańców, którzy zaprosili mnie oraz osoby mi towarzyszące na przyjęcie rodzinne, spotkałem się z niezwykłą uprzejmością z jaką turysta nie spotyka się na co dzień, ale także uczestniczyłem w zdarzeniach bardzo niebezpiecznych, mogących doprowadzić do najgorszego. I nie wynikało to z kontaktu z inną kulturą, lecz z sytuacji panującej w danym terenie. Bo w rejonie, w którym od lat toczy się wojna nie ma mowy o normalnej sytuacji. Tam w każdej chwili można trafić na działania siłowe. Jednak, jeśli chodzi o turystów, są oni od razu informowani o takich sytuacjach i pomaga im się szybko opuścić taki teren – opowiada Krzysztof Tęcza.
Najkłopotliwszą sprawą w Indiach była dla nas dziwna fascynacja białym człowiekiem. Wygląda na to, że Anglicy wytworzyli w umysłach Hindusów wyobrażenie, iż biały człowiek jest kimś lepszym, mądrzejszym. A przecież wcale tak nie jest. Jednak miejscowi , gdy spotykają białych turystów, bardzo chętnie fotografują się z nimi. Proszą by ustawić się do pamiątkowej fotografii z całymi rodzinami. I widać, że dla nich jest to przyjemność, że cieszą się, gdy my zgadzamy się na taki drobny przejaw grzeczności. Dla nas jednak takie zachowanie na dłuższą metę jest kłopotliwe. Zaburza bowiem nasze plany. Bo gdy zrobimy sobie zdjęcie z jedną rodziną jest to i dla nas przyjemne. Jednak gdy takich grup ustawi się kilkadziesiąt, praktycznie jesteśmy uziemieni.
Jednak muszę stwierdzić, że spotkani na naszej trasie ludzie z reguły zachowywali się w stosunku do nas bardzo przyjaźnie. Cieszyli się gdy zwiedzaliśmy ich świątynie i interesowaliśmy się ich historią. Byli bardzo pomocni, gdy potrzebowaliśmy jakiejś rady. Nie kryli swojego zadowolenia, gdy włączaliśmy się w różnego rodzaju ceremonie jakie się właśnie odbywały. Nie mieli do nas pretensji ,gdy z braku wystarczającej wiedzy robiliśmy coś nie tak, np. w trakcie modłów w świątyniach. Byli przeszczęśliwi, gdy zdecydowaliśmy się zażyć kąpieli w Gangesie. Od razu otoczyli nas wianuszkiem i podawali słowa modlitwy, jaką powinniśmy w tym momencie odmówić by spełniło się przeznaczenie.
Oczywiście, nie oznacza to, że nie spotkaliśmy się z ludźmi niegodziwymi, oszustami czy naciągaczami. Spotkaliśmy takie osoby, spotkaliśmy całe grupy specjalizujące się w wyłudzeniu czy przekrętach. Jednak poradziliśmy sobie z nimi. Nie zakłóciło to specjalnie naszego pobytu w tym ciekawym kraju.
Największe zagrożenie podczas podróży po Indiach miało miejsce podczas naszego pobytu w Tybecie oraz w Himalajach. Wynikało to jednak z wysokości, na której się znajdowaliśmy oraz z typowych niebezpieczeństw, jakie stwarzają tereny górskie. Wiadomo, że organizm ludzki źle znosi duże wysokości, a gdy przekraczamy wysokość 5 tysięcy metrów nad poziomem morza musimy zdawać sobie sprawę, że rozrzedzone powietrze nie zapewni naszemu organizmowi odpowiedniej ilości tlenu. Również sama wysokość powoduje znaczne osłabienie naszego organizmu. Trzeba zatem dostosować swoje zachowanie do aktualnych warunków. Wtedy w zasadzie nic nam nie grozi.
Ja oczywiście podczas swojego wystąpienia miałem zachęcić moich słuchaczy do zastanowienia się, czy nie warto wybrać się na taką wyprawę, bo - wbrew pozorom - czynnikiem hamującym wcale nie jest tutaj cena. Koszty mieszczą się w granicach naszych możliwości. Najważniejszym jest nasze nastawienie. Chodzi o to, czy chcemy przeżyć coś niezwykłego, czy chcemy spędzić czas poznając coś nowego i w końcu ,czy marzymy o takich egzotycznych wyprawach.
Dodam tylko, że spotkanie to było zorganizowane w ramach działań Regionalnej Pracowni Krajoznawczej Karkonoszy, działającej w Bukowcu na mocy porozumienia pomiędzy Polskim Towarzystwem Turystyczno-Krajoznawczym Oddział „Sudety Zachodnie” a Związkiem Gmin Karkonoskich.