Mówił o tej swojej roli z ciepłą autoironią, określając siebie jako „warszawskiego spadochroniarza”. Ale zaraz dodawał, że ma do Kotliny Jeleniogórskiej i Karkonoszy bardzo osobisty stosunek; tu bowiem przebywał ze swoją narzeczoną, a później – żoną, więc mówił, że po prostu wrócił do miejsc, które zawsze zachował w wyjątkowo serdecznej pamięci.
Kiedy spotykał się z mieszkańcami w toku kampanii wyborczej, miał szansę rozmawiać z nimi na stadionach i dworcach, w kościołach i na cmentarzach. Budził w nas wtedy świadomość tożsamości i świadomość obywatelskich możliwości, uśpionych przez kilkadziesiąt lat życia pozornie wygodnego, kiedy nie trzeba było opowiadać się wyraziście, po innej stronie, niż „ideowo słuszna”. Wspominał po latach, że kiedy przemawiał wtedy na wiecach i mówił wprost, że nie podoba mu się socjalizm, to połowa słuchaczy zamierała w milczeniu, a druga połowa czasami uciekała w popłochu.
Wiedział o tym jednak i przestrzegał, że samorządność oraz demokracja samorządowa jest bardzo trudnym doświadczeniem życiowym, ale musimy je zdobyć, by żyło się lepiej. Podkreślał, że o majątek idei samorządności trzeba zabiegać każdego dnia, bo to nie jest skarb dany raz na zawsze.
Mawiał – i to stało się credo jego ówczesnej działalności – że łatwo jest zmienić prawo, trudniej jest zrobić z prawa dobry użytek, bo to tego trzeba rozumnych i wrażliwych ludzi.
I to jest przesłanie ważne także dziś, zapewne nie utraci swojej aktualności także w kolejnych dekadach.
Był współtwórcą Fundacji Rozwoju Samorządu Lokalnego, a całym majątkiem tej Fundacji w okresie jej powstawania jeden studolarowy banknot. Idea ta jednak zyskiwała szybko swoich zwolenników i materię. Ta ostatnia – to kilka szkół administracji publicznej, które powstały niemal od razu, by kształcić kadry dla nowych czasów oraz cała sieć ośrodków, wśród których był też jeleniogórski.
Kiedy mówił o dumie zwyczajnych ludzi z nowej Polski często przytaczał anegdotę, jak to nocą, po wyborach 4 czerwca 1989 r., kiedy lało jak z cebra, do miejsca, gdzie czekał na wyniki wyborów jeden z mężów zaufania przyjechał rowerem, przemoknięty do suchej nitki, by powiedzieć, że w komisji, w której pracował, zwyciężyli kandydaci „Solidarności”.
Na uwagę, że mógł po prostu zadzwonić, powiedział już schrypnięty, że oczywiście mógł, ale on chciał tę informację przywieźć i przekazać osobiście, bo jest dumny, że właśnie on może to zrobić...
W oficjalnych nekrologach, które się pojawią, o prof. Jerzym Regulskim liczni będą pisali, że był doradcą Prezydenta RP, swego czasu pełnomocnikiem Rządu do spraw reformy samorządu terytorialnego, żołnierzem AK, autorem ponad 200 książek i rozpraw naukowych, ambasadorem RP przy Radzie Europy i osobą, która pełniła dziesiątki ważnych dla kraju funkcji. I to też jest prawda. Dla Jeleniogórzan był u pozostanie przyjacielem – symbolem nowych czasów, które dziś są dla nas już całkiem oczywiste i naturalne.
Marcin Zawiła, prezydent Jeleniej Góry
Jerzy Łużniak, zastępca prezydenta Jeleniej Góry