– To jest margines, od lat zatruwał nam życie, kradł prąd, urządzał awantury, a teraz nas spalił – mówią zezłoszczeni mieszkańcy kamienicy przy ulicy Wojska Polskiego. – Siedzieliśmy w domu przy kolacji, gdy wpadła do nas znajoma z krzykiem, ludzie ratujcie się wasz dom się pali! - relacjonują. Jak mówią, w ostatniej chwili bezpiecznie uciekli z mieszkania, strop już trzaskał od ognia. Na miejsce przyjechały trzy jednostki Państwowej Straży Pożarnej i OSP z Sobieszowa.
- Dostaliśmy zgłoszenie, że pali się mieszkanie na drugim piętrze kamienicy. Na miejscu przystąpiliśmy do gaszenia ognia, inna rota przeszukiwała mieszkanie. W jednym z pomieszczeń znaleźliśmy nieprzytomnego mężczyznę bez czynności życiowych. Ewakuowaliśmy go piętro niżej gdzie prowadziliśmy akcję reanimacyjną do przyjazdu pogotowia ratunkowego.
Z pomocą ratowników pogotowia odzyskał przytomność i został przewieziony z oparzeniami dróg wewnętrznych do szpitala. Teraz oddymiamy pomieszczenia i ustalamy stopień uszkodzeń. Spaleniu uległa część elementów dachu i ostatni strop – wyjaśniał jeden ze strażaków prowadzących akcję gaśniczą.
Na miejscu zjawili się przedstawiciele Centrum Zarządzania Kryzysowego, którzy mają zapewnić wszystkim poszkodowanym nocleg. Jutro budynek zostanie dokładnie sprawdzony przez służby budowlane i przedstawicieli ZGL Północ, czy mieszkańcy mogą bezpiecznie wrócić do mieszkań.
- Dwadzieścia lat życia z lumpem, dziesiątki awantur, gazownia odcięła mu gaz, bo nie płacił, energetyka odcięła prąd, bo nie płacił, to kradł z korytarza. Wielokrotnie zgłaszaliśmy to do ZGL, ale tam nas lekceważyli i zbywali. Teraz będą musie się wytłumaczyć, dlaczego lump, który nie płacił czynszu mógł tam mieszkać, a dla przyzwoitych ludzi nie ma mieszkań. Ogień pojawił się w pomieszczeniu, w którym podłączył się do prądu z ZGL.
Pewnie tam iskrzyło. A ogień poszedł po drewnianej konstrukcji błyskawicznie. Kto nam teraz zapłaci za zalane i zniszczone mieszkania. Ten margines na pewno nie – mówili jeden przez drugiego zezłoszczeni mieszkańcy – teraz też, jego koleżka, co się mało nie spalił, pojedzie do ciepłego szpitala, a my tutaj będziemy marznąć na dworze - mówili mieszkańcy.