Pochodzący z Legnicy Tomasz Kot to prawdziwy showman. Wszechstronny, obdarzony wdziękiem, zdążył wyrobić sobie markę, ma spore doświadczenie sceniczne, filmowe i telewizyjne, jest bardzo popularny i lubiany. I choć stał się znany z kolorowych gazet, na całe jego szczęście, nie jest bohaterem żadnych skandali obyczajowych i nie dostarcza pożywki tabloidom, a w życiu prywatnym ma żonę i dwójkę dzieci.
Przez dobrych kilka tygodni na jeleniogórskich słupach ogłoszeniowych eksponowane były irytujące plakaty, które reklamowały gościnny spektakl z hasłem „Uwaga, ta sztuka może odmienić twoje życie miłosne” i wizerunkiem Tomasza Kota z odciskiem ust ze szminki na lewym policzku. To wystarczyło, aby wzbudzić nieprzeciętne zainteresowanie wśród przechodniów, a teatr był wypełniony publicznością. Prawdziwym bohaterem wieczoru okazał się jednak nie Tomasz Kot, ale seks, ten od zawsze wzbudza, wzbudzał i będzie wzbudzać mocne i emocjonalne polemiki.
Cały ciężar spektaklu spoczywa na barkach Tomasza Kota. W nieskazitelnym garniturze krąży po scenie niczym edukator prowadzący szkolenie. Swój show zaczyna lekko, by następnie przy pomocy tablicy zilustrować w formie rysunków i wykresów wyniki badań i obserwacji antropologów, filozofów i naukowców. A swoją seksedukację prezentuje obyczajnie i zacnie, unikając przy tym wulgarności i terminów medycznych.
Zachęca do tego, aby słuchacze jak najczęściej rozmawiali ze sobą o potrzebach seksualnych. Swój zestaw dowcipów i zabawnych historyjek zwieńcza celnymi puentami. A że w monologach i naukach jest sporo autoironii (choćby przywołanie pozycji seksualnej „na kota”), toteż publiczność bawi się znakomicie, ba, wręcz płacze ze śmiechu.
Tomasz Kot potrafi zjednać sobie publiczność wciągając w działania sceniczne. Prosi więc obecnych, by odpowiadali na zadane pytania, posługując się przy tym tzw. „techniką mruczenia”. Widzowie odgrywają buczący barometr erotycznych preferencji, a na trywialne pytania dotyczące życia seksualnego odpowiadają: mruczeniem na „tak” albo milczeniem/ciszą na „nie”.
W tym stand-up-ie, w tym rodzaju kabaretowego występu, Tomasz Kot czuje się dosyć wygodnie. Trudnym i śliskim tematem seksu, zbywanym wstydliwym milczeniem lub po prostu zwulgaryzowanym (media i Internet bombardują seksem, gazety i billboardy epatują erotyzm), udało się coś więcej niż tylko wywołać wśród widzów radość. W tej jeździe samotnego monologisty bez trzymanki uwypukliła się jego spora możliwość improwizacji i umiejętności kontaktu z publiczności, a także natychmiastowe reagowanie na to, co dzieje się na scenie i widowni.