Drugą osobę w mieście podpatrzyliśmy, kiedy przez kilka minut manewrowała swoją renówką, aby móc w końcu wydostać się ze ścisku samochodów przed głównym wejściem do magistratu.
Mimo „teoretycznego” zakazu wjazdu na teren placu Ratuszowego, liczba osób uprzywilejowanych i łamiących przepisy jest tak wielka, że to ograniczenie jest tylko wirtualne. – Jakby było można, to i pod arkadami by stawali – mówili mieszkańcy, którzy w piątek przeciskali się pomiędzy gęsto zaparkowanymi samochodami.
Niestety, mimo wielu próśb i artykułów na ten temat, na parkowanie przed ratuszem wciąż jest przyzwolenie. Sam zastępca prezydenta Jerzy Łużniak obiecywał, że nakłoni radnych i urzędników, aby parkowali na wielopoziomowym parkingu przy ulicy Pijarskiej. Na niewiele się to zdało, bo sam wiceszef miasta nie daje dobrego przykładu.
- To moje prywatne auto, ale ponieważ urząd ma tylko jedno służbowe, ten pojazd spełnia także taką funkcję. Muszę mieć samochód do dyspozycji w bezpośrednim zasięgu, bo jestem też szefem sztabu zarządzania antykryzysowego - tłumaczy Jerzy Łużniak.
Co prawda trwa wakacyjna przerwa w pracach samorządu, ale – jak widać – tłok przed magistratem wcale z tego powodu nie jest mniejszy. Kiedy zaczną się wrześniowe sesje, będzie jeszcze gorzej.
Zastępca prezydenta potwierdza, że sytuacja "parkingowa" sprzed ratusza wymaga radykalnych rozwiązań. - Na kierowców nie działają mandaty ani pouczenia. Blokady też nie są skuteczne, bo wprowadzają więcej zamieszania i kłopotów. Dlatego rozważamy usuwanie nieprawidłowo parkujących samochodów na parkingi. Może to da zmotoryzowanym do myślenia - mówi Jerzy Łużniak.
Podkreśla też, że próbował załatwić karnety dla pracowników urzędu na parkingu przy ulicy Pijarskiej. Ale jego właściciel nieoczekiwanie podniósł wcześniej wynegocjowaną cenę abonemantu.