Czwartek, 30 stycznia
Imieniny: Macieja, Martyny
Czytających: 12186
Zalogowanych: 99
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

JELENIA GÓRA: Perfekcyjnie spójny i zwarty „Portret”. Po premierze w Teatrze im. Norwida

Wtorek, 14 czerwca 2011, 6:22
Aktualizacja: Środa, 15 czerwca 2011, 7:44
Autor: Petr
JELENIA  GÓRA: Perfekcyjnie spójny i zwarty „Portret”. Po premierze w Teatrze im. Norwida
Fot. Marcin Oliva Soto
Perfekcyjnie spójny i zwarty „Portret” Sławomira Mrożka w reż. Krzysztofa Jaworskiego, rozpisany na dwóch bohaterów, którym towarzyszą postaci poboczne, równie perfekcyjne i spójne. Oto spektakl, którego premiera odbyła się w minioną niedzielę na scenie Teatru im. Norwida w Jeleniej Górze.

Gdzież perfekcyjna spójność u Mrożka zapytają z pewnością ci, którzy za znawców twórczości akurat tego dramatopisarza się uważają. Poniekąd zapytają słusznie, wszakże i sam Mrożek rzekł kiedyś w jednym ze swoich aforyzmów, że: „Dzieją się różne tragedie, ale nic z nich nie wynika. Co pewnie jest istotą tragedii”. I aforyzm ten dość konsekwentnie stosował, a może raczej – wcielał w życie we wszystkich swoich dramatach w mniejszym lub większym stopniu, z „Portretem” włącznie. Czyniąc to choćby przez „żonglowanie” polską tradycją literacką czy odnajdywanie dla siebie kontekstów w rzeczach i metaforach sięgających zdecydowanie za głęboko dla przeciętnego zjadacza chleba. Gdzież zatem perfekcyjna spójność w „Portrecie”, który przecież nie może być spójny, bo od Mrożka pochodzi? Może. Gdy wychodzi spod ręki Krzysztofa Jaworskiego, któremu i perfekcyjną spójność, i zwartość sztuki udało się osiągnąć znakomicie.

By inscenizacja „Portretu” spotkała się dobrym przyjęciem ze strony publiki, reżyser dramatu winien skoncentrować się tylko na jednym z den semantycznych ukrytych w „Portrecie”. To właśnie powiedział mi kiedyś jeden z krakowskich krytyków teatralnych, i to przypomniało mi się teraz, w chwili pisania tej recenzji. Istotnie bowiem, inscenizacja a później interpretacja „Portretu” w sensie ogólnym zdaje się niemożliwa biorąc pod uwagę fakt, iż w dramacie tym, który paradoksalnie został opatrzony jednowątkową fabułą odnajdziemy przeróżne tropy czy aluzje literackie: nawiązania do „Kordiana”, parafrazy „Dziadów”, wtręty gombrowiczowskie, a nawet cytat z „Ducha Dziejów” Miłosza. Stąd, koncentracja na jednym z wielu może jedynie okazać się trafna, i tak zrobił Jaworski.

„Portret”, którego premiera miała miejsce w minioną niedzielę na scenie Teatru im. Norwida to spektakl świetnie przemyślany, perfekcyjnie spójny, zwarty i mądry. Największą wartością tej sztuki, jak się zdaje, jest zostawienie trochę z boku – nie całkiem, w zgodzie z aspiracjami Mrożka, wywiedzionego z doświadczeń stalinizmu wątku dotyczącego głównych bohaterów. Bartodzieja, niegdyś zdeklarowanego komunisty, który ślepo wierzył w (portret) Stalina i jego nadwiślańskich namiestników, i który dla tej wiary nie zawahał się donieść na najlepszego z przyjaciół – Anatola – głównego bohatera numer dwa; reżimowca i opozycjonisty, który za sprawą kolegi spędził piętnaście lat w więzieniu. Po latach tych, dwaj „przyjaciele” spotykają się ponownie. I co się dzieje? Teraz to Anatol gra rolę kata, a Bartodziej ofiary. Nie to jednak, w przypadku spektaklu Jaworskiego, jest najważniejsze.

Pod względem scenograficznym, „Portret” Mrożka daje szerokie pole do popisu, to pewne. U Jaworskiego jednak scenografia też się nie liczy. Można by nawet powiedzieć, że jest raczej minimalistyczna. Co zatem jest ważne? Na co postawił reżyser i trafił w dziesiątkę? Co udało mu się zrobić z „Portretem”, że ten został „dobrze przyjęty” i przez publikę, i recenzenta? Nie mniej, nie więcej jak „sportretować” przez „Portret” ludzką mentalność w największym tego słowa znaczeniu. Mentalność każdego z nas, bez względu na czas, w którym przyszło nam żyć i w coś wierzyć, albo i nie. I sportretować życie, w którym liczy się „konkret”, a nie „idea”.

W swojej sztuce Jaworski postawił na psychologię poszczególnych postaci – niejednorodnych (jak każdy z nas), skomplikowanych, innych na zewnątrz i wewnątrz, faktycznie borykających się z problemami lub imaginujących sobie najróżniejsze problemy (jak wielu z nas). Postaci „prawdziwych”, ekspresywnych, wymownych, próbujących wyrwać się z „własnych izolatek”. Z których każda jest ważna i każda ma swoje przesłanie – choć tak jak u Mrożka, dramat rozgrywa się wokół dwóch bohaterów; jest na nich rozpisany, to oni przeżywają katharsis, a pozostali to tylko postaci poboczne.

Tak więc, reżyser postawił właściwie, aktorzy zagrali. Albo inaczej, pokazali się w „Portrecie” z najlepszej strony. Tadeusz Wnuk – Bartodziej, Jacek Paruszyński – Anatol, Lidia Schneider – Oktawia i Katarzyna Janekowicz – Anabella. Wszyscy, bez wyjątku. Uniwersalny spektakl, do refleksji na temat człowieka i jego życia.

Ogłoszenia

Czytaj również

Sonda

Czy wrzucileś/aś coś do puszki WOŚP?

Oddanych
głosów
645
Tak
57%
Nie
33%
Pomagam potrzebującym w inny sposób
10%
 
Głos ulicy
Do Jeleniej Góry przyjechaliśmy znad morza
 
Warto wiedzieć
Kto stoi za Putinem, kto podejmuje decyzje na Kremlu?
 
Rozmowy Jelonki
Leniwiec – już 100 koncertów w Czechach
 
Aktualności
Kiedyś tędy się szło do kościoła, a dzisiaj na zakupy
 
Aktualności
Kopaniec – wygaszanie szkoły
 
112
Wypadek koło Aniluxu
 
Kryminał
Plantacja marychy na babcinym strychu
Copyright © 2002-2025 Highlander's Group