Sąd Najwyższy pozbawił protestujące pielęgniarki wszelkich złudzeń i nadziei. Zadecydował, że nie były i nie są pracownicami Łużyckiego Centrum Medycznego. W Warszawie dostało się Sądowi Rejonowemu i Okręgowemu. Z kolei zarząd ŁCM zastanawia się, czy nie wyciągnąć konsekwencji wobec szefowej protestujących pielęgniarek.
Wyrok Sądu Najwyższego zakończył ponadroczny spór grupy pielęgniarek ze szpitala z zarządem Łużyckiego Centrum Medycznego. Takiego wyroku pielęgniarki się zapewne nie spodziewały. Zaskoczony był nawet prezes ŁCM Jarosław Mączyński. Sąd Najwyższy zmienił wyrok Sądu Rejonowego w Lubaniu i całe powództwo oddalił.
- To tak, jakby całej sprawy nie było - mówi Ewa Gutek, szefowa protestujących pielęgniarek. - Uważam, że jest to wyjątkowo niesprawiedliwy wyrok. Jednym zdaniem sąd w Warszawie podważył wyroki zarówno Sądu Rejonowego i Okręgowego. Pokazał, że pracownik tak naprawdę niewiele może. Pracodawca mógł się odwoływać, my nie mamy takiej możliwości. Dlatego całą sprawę skierujemy do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Zasięgnęłyśmy już opinii Rzecznika Praw Obywatelskich i dowiedziałyśmy się, że nasza sprawa jak najbardziej nadaje się do rozpatrzenia przez międzynarodowy Trybunał.
