Pikiety pod sklepami Lidl trwają od wczoraj (26.09). Protestowano już w Białymstoku, Katowicach, Koszalinie i Poznaniu. Jak zapowiada Justyna Chrapowicz, przewodnicząca NSZZ "S" Lidla w Polsce, na dzisiejszej akcji się nie skończy. - Związki zawodowe, które zrzeszają obecnie 140 członków z 12 tysięcy pracowników, powstały dziewięć miesięcy temu. Do tej pory zarząd firmy spotkał się z nimi tylko dwukrotnie - podkreśla.
- Na tych spotkaniach chciałam pokazać gdzie są problemy, podpisać porozumienie, ale firma tylko pozoruje dialog, dlatego stwierdziliśmy, że nie będziemy dłużej czekać – mówi Justyna Chrapowicz. – Wiem, że mogę stracić pracę, ale nie boję się, jestem na to przygotowana, bo wiem, że walczę o 12 000 osób. Wobec wszystkich stosuje się takie same praktyki. W sklepach jest za mało pracowników, więc pracujemy po 10 – 12 godzin dziennie. Nadgodziny są nam oddawane wtedy, kiedy pasuje pracodawcy, a nie pracownikowi. Tylko w ostateczności otrzymujemy za nie wynagrodzenie. Nie możemy zaplanować urlopów, bo jest nas za mało. Gdy ktoś zachoruje lub przytrafi mu się jakieś zdarzenie losowe, to nie ma nikogo na zastępstwa. Wtedy musimy odwoływać urlopy. Ciągle zmienia się nasz grafik pracy. Gdy cztery lata temu zaczynałam pracę w Lidlu, były 2-3 osoby więcej podczas każdej zmiany. Do tego 80 procent zatrudnionych ma umowy na ¾ etatu. Każdy, niezależnie od stanowiska i funkcji, zajmuje się wszystkim. Lidl prowadzi taki system zarządzania, który skłóca pracowników. Panuje taka fala, która idzie od góry. Główne szefostwo zastrasza niższe, a niższe kierownictwo - pracowników, którzy ie potrafią się bronić, bo boją się o pracę – dodaje przewodnicząca związków.
Pracownicy Lidla przy ul. Mostowej w Jeleniej Górze pytani przez solidarnościowców, jak im się pracuje, z uśmiechem na twarzy odpowiadali, że „świetnie” i „bardzo dobrze”. Zdaniem przewodniczącej to tylko pozory, bo warunki pracy i normy są nieludzkie.
- Kasjerka w ciągu godziny ma "skasować" co najmniej 26 produktów, niezależnie od ich wielkości i wagi – wymienia Justyna Chrapowicz. – Pracownicy w centrum dystrybucji natomiast muszą w ciągu godziny załadować paletę, na którą wchodzi 180 - 250 kartonów. A inni pracownicy sklepu muszą to wciągu godziny rozładować. W sieci sklepów Lidl pracują przed wszystkim kobiety, które przez takie warunki pracy często mają problemy z kręgosłupem - dodaje przewodnicząca.
W obronie związków zawodowych sklepu stanęli przedstawiciele jeleniogórskiego NSZZ Solidarność. Rozdawali ulotki i głośno informowali klientów sklepów, w jakich warunkach pracują zatrudnieni w Lidli. Jedni przystawali i dyskutowali, inni nie chcieli nawet zabrać ulotki.
- Bez poparcia społecznego nic nie uda nam się zrobić – mówi Franciszek Kopeć, przewodniczący Zarządu Regionu Jeleniogórskiego NSZZ Solidarność. – Dzisiaj panuje znieczulica na los drugiego człowieka, ale musimy pamiętać, że jutro taki problem może dotyczyć nas samych. Dzisiejszą pikietą chcemy osiągnąć zmianę traktowania pracowników i związków zawodowych w tej firmie. Obecnie się ich lekceważy. Pracownicy Lidla w całym kraju są totalnie wykorzystywani. Chcemy ich wesprzeć, bo oni sami boją się wyjść na ulicę, żeby nie stracić pracy – dodaje Franciszek Kopeć.
W kwietniu 2011 roku swoich praw w podobny sposób domagali się pracownicy dyskontów spożywczych Biedronka. W minionym i obecnym roku o podwyżki i lepsze warunki pracy walczyli pracownicy Tesco. Im się udało. Jak będzie w przypadku niemieckiej sieci sklepów Lidl? Czas pokaże.