Na historyczne zwycięstwo drużyny biało-czerwonych nad reprezentacją Niemiec trzeba będzie jeszcze poczekać. W niedzielę Polacy przegrali 2:0. Z piłkarzy, którzy na boisku mieli pożreć rywali w białych koszulkach umknął duch walki. A gracz z polskim rodowodem okazał się katem dla swoich byłych rodaków.
Łukasz, dlaczego? – pytają retorycznie Podolskiego tytuły poniedziałkowych gazet. Odpowiedzieć można krótko: Polacy byli gorsi, a podkręcona przez media pewność sukcesu okazała się po raz kolejny niewypałem. Podobne rozczarowanie kibice skądś znają. Takiego sportowego kaca moralnego przeżywali niespełna dwa lata temu, kiedy kadra Janasa zawiodła na Mundialu.
Piłka, która stała się przed niedzielą narodową „religią” i obudziła patriotyczne uczucia Polaków (tyle flag na samochodach próżno wypatrywać z okazji świąt narodowych), okazała się perfidnie okrągła. A Niemcy sprowadzili „naszych” z górnolotnych marzeń na ziemię. Marzeń i przypuszczeń głównie dziennikarskich, bo trener Beenhacker od początku mówił, że wszystko zdarzyć się może. Pozostaje dyżurna nadzieja na lepsze jutro dla piłki, a na otarcie łez – sukces Kubicy. Cieszmy się zatem, bo mogłoby jeszcze gorzej.