Miliony złotych rocznie traci Dolny Śląsk na skutek niszczenia mienia publicznego i prywatnego. Wandale atakują szczególnie te miejsca i takie urządzenia, które nie mają stałego nadzoru ze strony właścicieli. Choć wykrywalność sprawców jest niska, wojnę z nimi państwo toczy uzbrojone jedynie w miecz Temidy.
Większość przypadków niszczenia mienia to dzieło nastolatków i ludzi po dwudziestce – tak wynika z badań naukowych. Jedni niszczą przy okazji kradzieży, inni – całkowicie „bezinteresownie”. Do firm i osób, które tracą najwiecej, należą przedsiębiorstwa kolejowe i transport miejski, zarządy dróg i właściciele nieruchomości.
Dolnośląski oddział PKP Polskie Linie Kolejowe oszacował swoje ubiegłoroczne straty, związane z niszczeniem infrastruktury (zazwyczaj przy okazji kradzieży), na blisko 3 mln zł. Wrocławski ZDiK od lat skarży się na dewastacje wiat przystankowych, znaków drogowych, słupków, luster, latarni czy zieleni. Roczne straty gminy to setki tysięcy złotych. Wysokie koszty ponoszą również spółdzielnie mieszkaniowe oraz inni właściciele i administratorzy nieruchomości – głównie na skutek niszczenia elewacji przez twórców ulicznych bohomazów.