Biada nam, jeśli staniemy na drodze grupce wyposażonej w wiadra, butelki i inne przedmioty służące do przechowywania wody, bo to, co się będzie potem działo nie przypomina nawet z grubsza staropolskiego zwyczaju lanego poniedziałku.
Przypomnijmy czytelnikom, że oblewanie się wodą w poniedziałek wielkanocny to zwyczaj stary i wywodzący się najprawdopodobniej z obrzędów związanych z wiarą w dobroczynne właściwości wody. Był przy tym i jest doskonałą zabawą dla całej rodziny, a także okazją dla psotników, by płatać mokre figle w zgodzie z ludową tradycją.
Za dawnych czasów polewano się raczej z umiarem, w eleganckim towarzystwie ledwie skrapiano damy perfumami, dość śmielej poczynając sobie za to na wsi, gdzie w użyciu były podobnie, jak teraz na ulicach naszego miasta – wiadra i konewki.
Czasem zdarzało się, że wrzucano pannę bezpośrednio do rzeki czy koryta z wodą, na Zabobrzu zdarza się, że nieszczęsne dziewczyny „lądują” w stawie przy ul. Ogińskiego, czy w rzece na ul. Wiejskiej, przedtem oczywiście obficie zlane wodą z wiader przez „kawalerów”, tak gorliwie przestrzegających i kultywujących polską tradycję.
Jak zaobserwowano, mimo pisków i wrzasków, dziewczęta nie narzekają, że się je oblewa. Może wierzą jeszcze, że woda w wielkanocny poniedziałek „przyda licu gładkości i rumieńca". Ponadto liczba kawalerów, uganiających się za dziewczyną z wiadrami, świadczy o jej atrakcyjności.
Czy ci, którzy przez cały poniedziałkowy ranek do godziny 12 biegają z wodą w poszukiwaniu nowej, suchej ofiary wiedzą, że za dawnych czasów ten chłopak, który nie zdołał oblać żadnej dziewczyny, uważany był za pechowca? Złośliwie okrzykano go „babskim królem".
Życzmy, więc, wszystkim jeleniogórzanom, którzy zostaną zmoczeni do suchej nitki, aby nie nabawili się nawet przeziębienia.
O umiar w laniu wody do wszystkich apeluje policja: czyn ten może być zakwalifikowany jako karalny, kiedy osoba niezadowolona z oblania złoży doniesienie do stróżów prawa.