Absolwent Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu w roku 1972, wyjechał z Polski w roku 1981 a do Australii dotarł w 1985. Tam od lat zajmuje się tworzeniem baz informatycznych, inżynierią programów komputerowych, zarządzaniem dużymi ilościami danych oraz usługami internetowymi. Młodym słuchaczom opowiadał głównie o rozwoju usług sieciowych. W roku 1990 powstała pierwsza przeglądarka internetowa, a postęp, jaki się odbywa w tej sferze przyprawia o zawrót głowy.
Możliwości Internetu dzisiaj trudno nawet porównywać z tym, co było jeszcze kilkanaście lat temu. Profesor podał przykład kilku amerykańskich studentów, którzy opracowali i wdrożyli przeglądarkę internetową Google. Na początku ledwo wiązali koniec z końcem, ale wytrwale pracowali nad swoim projektem. W roku 2007 Google na reklamach zarobiło 16,5 miliarda dolarów. To też pokazuje dynamikę rozwoju usług sieciowych.
- Na przykład coraz więcej małych i średnich firm korzysta z możliwości sieciowego zarządzania relacjami swojej firmy z klientami. Zamiast budować własną, kosztowną i skomplikowaną strukturę, korzystają z usług sieciowych. Wszystko robią dla nich ludzie, którzy mogą być w innym kraju. Tego typu usługi dopiero się rozwijają. Trudno dzisiaj przewidzieć jak dużą część firmy można zarządzać sieciowo.
Kolejna korzyść z Internetu to rozwój biznesów biznesów usług niszowych, skierowanych do bardzo wyspecjalizowanych odbiorców. Klasyczny sklep nie miałby szansy na funkcjonowanie, gdyby oferował jeden typ specjalistycznego obuwia. W sieci, gdy takie buty można zamawiać z dowolnego miejsca na świecie, można z tego nieźle żyć – tłumaczył profesor Maciaszek.
Bardzo ciekawa była też część wykładu dotycząca systemu edukacyjnego Australii. Okazuje się, że dzięki trosce o wysoką jakość nauczania, ściąganiu wykładowców całego świata, nie tylko udaje się kształcić na poziomie wyższym bardzo wysoki odsetek Australijczyków. Uniwersytety, bo wszyscy uczy się tam, to ważne źródło dochodów państwa. Edukacja po górnictwie i eksporcie produktów rolnych, to trzecia branża przynosząca największe wpływy eksportowe. Co czwarty student z 700 tysięcznej rzeszy jest obcokrajowcem.
- Ciekawe jest też finansowanie nauki. Darmowa edukacja już się skończyła i każdy student musi płacić część kosztów. Rocznie od 3.600 do 5.900 dolarów. Ale obywatele Australii nie płacą tego od razu. Ta kwota staje się ich zobowiązaniem wobec państwa. Po skończeniu nauki idą do pracy i gdy ich roczny dochód przekroczy 30 tysięcy dolarów, państwo zaczyna potrącać dług za edukację jako część podatków. Natomiast obcokrajowy, głównie Chińczycy i Hindusi, płacą od razu – wyjaśniał Leszek Maciaszek.
Po wykładzie zapytaliśmy profesora, czy jest szansa, żeby Polska choć w części mogła skorzystać z nauczania obcokrajowców, tak jak Australia.
- To jest teraz niemożliwe z kilku powodów. Szkoły wyższe w Polsce są nadal skostniałe, z feudalnymi strukturami, które uniemożliwiają rzeczywistą weryfikację kadry. W Australii każdy wykładowca od magistra do profesora ma szansę pracować naukowo pod warunkiem, że nieustannie udowadnia swoją wartość. Każdy ma kontrakt, który po kilku latach się przedłuża. Drugi powód to brak kierunków wykładanych po angielsku. Niestety, żeby osiągnąć podobny poziom przed polską nauką jeszcze wielka praca i wiele zmian.