Zdaniem językoznawcy prof. Jerzego Bralczyka język polski byłby bez mowy polityków nudny. – To pewnie dlatego, że dziennikarze wybierają co bardziej smakowite „kąski”, oryginalne i dziwaczne, które do ogółu odbiorców docierają poprzez media – argumentuje prof. Bralczyk
Tymczasem świat jeleniogórskiej polityki na razie nie daje poważniejszego pretekstu do wytykania językowych niedoskonałości jego bohaterom. Wielu radnych tej kadencji na mównicy się nie pojawiło.
Są wśród nich tacy, którzy również zasiadali w poprzednim składzie rady i nie odważyli się nigdy publicznie zabierać głosu. Niektórzy unikają wypowiedzi dla mediów w ogóle. Bardziej aktywni starają się być oszczędni w słowach.
Poprosiliśmy Martę Kozakiewicz, polonistkę, o ocenę stopnia poprawności językowej i jakości przemówień samorządowców.
– Nie mam czasu, aby bywać na sesjach, ale śledzę obrady radnych dzięki telewizji i radiu. Na tej podstawie kilka wniosków można wysnuć – odpowiada.
– Wśród obecnych radnych i władz miasta nie ma językowej osobowości – twierdzi. Dodaje, że poprzednim składzie rady takowe były. – Choćby panowie Prystromowie (Wiktor i Robert). Można się z nimi nie zgadzać, ale to ich wypowiedzi ożywiały nieco skamieniałą salę obrad podczas sesji – usłyszeliśmy.
Zdaniem oceniającej niektórzy radni wciąż używają języka przesadnie naukowego, chcąc wytworzyć barierę między tym, który słucha.
– Lubuje się w tym Józef Sarzyński, były zastępca prezydenta, obecnie radny SLD. Nie ma praktycznie wypowiedzi, do której nie wtrąciłby słówek typu „kwestia”, „konsensus”, „definitywny”, choć można powiedzieć „sprawa”, „porozumienie”, „ostateczny” – słyszymy. W podtekście można zaryzykować, że używanie takich „mądrych” słów dowartościowuje jej autora.
Z kolei obecny prezydent Marek Obrębalski ma nieco akademicką manierę przemawiania. Posługuje się okrągłymi zdaniami i sprawia wrażenie, że nauczył się swoich wywodów na pamięć. Z pewnością brakuje mu oratorskiego zacięcia.
Nie grzeszy nim także radny SLD, były prezydent Józef Kusiak. – Od razu widać i słychać, że przed publicznymi wypowiedziami zżera go trema. Brakuje im spontaniczności. Samorządowiec często stosuje tak zwane słownictwo natrętne, czyli przerywniki w postaci „że tak powiem”, co kompletnie nic do jego wypowiedzi nie wnosi.
A co z liderem Wspólnego Miasta Miłoszem Sajnogiem? – Oratorem na pewno nie jest, ale jego wypowiedzi są poprawne językowo, choć ma wadę wymowy. Zresztą stylem mówienia naśladuje nieco Roberta Prystroma. Gdyby bardziej był sobą, na pewno wyszłoby to mu na dobre – ocenia Marta Kozakiewicz.
Zapytana o to, kto spośród radnych najlepiej radzi sobie z polszczyzną, wskazuje na Huberta Papaja, przewodniczącego rady miejskiej. – Mówi ściśle, jasno i poprawnie. Słuchając jego wypowiedzi w lokalnej telewizji nie czuję żadnego dyskomfortu ani niedosytu – zauważa polonistka.