To tylko jeden z tematów poruszonych podczas dzisiejszej konferencji „Gerhart Hauptmann i media”. Pierwsza jej część odbyła się w willi Łąkowy Kamień, gdzie mieszkał i zmarł noblista. Druga – w Teatrze im. Norwida, który będzie w przyszłości miejscem wystawienia „Czarnej maski”, jednego z dramatów niemieckiego twórcy. Na konferencję przybyło wielu gości z Niemiec, w tym Hariet Hauptman, prawnuczka noblisty.
Przedsięwzięcie miało na celu nie tyle przybliżenie postaci G. Hauptmanna, ile ocenę możliwości, jakie daje dziś jego dzieło i dziedzictwo. Postawiono także pytania dotyczące kondycji teatru polskiego i niemieckiego, stosunku współczesnych reżyserów do spuścizny po autorze „Tkaczy”, a także jego miejscu tu i teraz. Rozmawiano także o tym, jak Polacy traktowali niemieckie dziedzictwo w Jeleniej Górze i okolicach przez minione lata.
W drugiej odsłonie w dyskusji moderowanej przez Sławomira Tryca i tłumaczonej przez Piotra Jankiewicza, wzięli udział goście z Niemiec: Christian Schmidt (Landesbuehnen Sachsen), Christian Knoedler, dyrektor Teatru im. Hauptmanna z Zittau oraz Urszula Liksztet, kierowniczka literacka Teatru im. Norwida i Małgorzata Bruder z Muzeum Miejskiego we Wrocławiu.
Czy twórczość Hauptmanna jest dziś nadal aktualna i warto ją wystawiać? – tak brzmiała jedna z kwestii wielowątkowej dyskusji. S. Tyc zaznaczył, że w Polsce dzieła noblisty wystawia się niezwykle rzadko, a w miejscu, gdzie żył i zmarł, jego dzieło jest praktycznie nieznane. – W czasach NRD G. Hauptmanna wykorzystywano do celów propagandowych przypisując jego twórczości ideologię socjalistyczną – mówił Ch. Schmidt. – Dziś warto do niego wrócić w dobie kryzysu, aby nie rozmawiać tylko o pieniądzach, ale także o więzach duchowych, jakie łączą ludzi w społeczeństwach, gdzie coraz bardziej widać przepaść między wielkim bogactwem i strasznym ubóstwem – dodał.
Polskie dyskutantki zwróciły uwagę, że po 1945 roku dzieło Hauptmanna znalazło się na cenzurowanym. – On sam nie miał szczęścia, bo teatrowi – zwłaszcza w Polsce – potrzebna jest sztuka nawiązująca do współczesności – powiedziała Urszula Liksztet. Dodała jednak, że przy odpowiednim zmyśle twórczym można dzieło noblisty uwspółcześnić. Takie plany ma zresztą Teatr im. Norwida, który już raz – kilkanaście lat temu – podjął próbę wystawienia jednego z dramatów mistrza, ale do premiery nie doszło.
Jak podkreśliła U. Liksztet, to wtedy na nasze zamówienie po raz pierwszy w całości przetłumaczono na polski „Czarną maskę”. Na tym dziele opiera się także opera Krzysztofa Pendereckiego. Wspomniany dramat ma także być jedną z premier w przyszłym roku. Sztukę, poza tym, że powstała w Jagniątkowie, łączy z regionem miejsce akcji, która dzieje się na zamku w Bolkowie.
– Czyj jest Gerhart Hauptmann obecnie? – to kolejne z dyskutowanych pytań. Zdaniem wszystkich dyskutantów dzieło pisarza jest swoistym symbolem jedności w różnorodności, szczególnie teraz, kiedy nie ma granic i Dolny Śląsk – zwłaszcza dla sztuki – wyzbył się administracyjnych podziałów. Spuścizna po pisarzu powinna więc stanowić impuls do szczerego pojednania Polaków i Niemców.
Umierając Hauptmann miał zapytać: – Czy jestem jeszcze we własnym domu? Odnosząc się do tego zdania dr Tyc podkreślił, że Polacy po wojnie przejawiali dwa typy zachowań. Jednym z nich była chęć unicestwienia za wszelką cenę całego dziedzictwa kultury tych, którzy tu byli przed nimi. – Od około 20 lat tendencja ta zanika, a coraz bardziej daje o sobie znać chęć poznania dawnych dziejów i tradycji tych ziem przed exodusem Niemców – zaznaczył Sławomir Tryc. „Reanimacja” G. Hauptmanna staje się więc nieunikniona, a wręcz pożądana.
Wspomniano także o projektach stworzenia wędrującego przedstawienia związanego z postacią noblisty. Będzie to wspólny projekt Teatru Norwida i placówek w Saksonii. Przedstawienie to ma być wystawiane w miejscowościach, w których mieszkał Hauptmann: Hiddensee, Erkner, Szklarskiej Porębie i Jagniątkowie. Dziś miasta te łączy Polsko-Niemiecki Związek Muzeów Gerharta Hauptmanna.
Przed teatralną częścią debaty w foyer – gdzie wszystkich powitała współorganizatorka konferencji Julita I. Zaprucka, dyrektorka Muzeum Miejskiego „Dom Gerharta Hauptmanna” – odbył się wernisaż wystawy poświęconej dwóm historycznym spektaklom: „Hauptmann” Jerzego Łukosza (premiera 21 listopada 2001 w Teatrze im. Norwida) oraz „Kaprys”, przedstawieniu wrocławskiego Teatru Pantonimy Henryka Tomaszewskiego na motywach „Schluck und Jau” noblisty (prapremiera – 25 XI 1995).
– Tomaszewski miał już 76 lat, kiedy pracował nad tą sztuką. Czuł, że poprzez nią wyraża to, co po nim zostanie – powiedziała Małgorzata Bruder z Muzeum Miejskiego z Wrocławia, które tę ekspozycję zaprezentowało. Przedstawienie to grano także w teatrze jeleniogórskim.
– Niestety, poza „Hauptmannem” Teatr im. Norwida nie miał w swoim repertuarze dzieła noblisty – przyznała Urszula Liksztet, która ciepło wspomniała prace nad realizacją sztuki Łukosza, a zwłaszcza kreacje nieżyjących już Igora Przegrodzkiego oraz Zygmunta Bielawskiego.