Z pewnością wszystkie z kolejnych pytań będą zgrabnie ale tendencyjnie i propagandowo sformułowane. Tak jak pierwsze z nich. A fakty są takie. Sprzedawanie, czy też nazwane teraz mocniej "wyprzedawanie" majątku publicznego trwa od wielu lat, niezależnie od tego czy to majątek duży czy mały, "rządowy" czy samorządowy. I niezależnie od tego, która partia jest u władzy. Powoli, raz mniej, raz więcej, po trochu majątek wspólny jest sprzedawany od lat, mnie więcej od zmiany ustroju w Polsce. Nie mówi się o tym zbyt głośno, gdyż jest to proces żmudny i mało medialny. Jednak trwa od lat i mówienie o sprzedaży, czy też wyprzedaży tylko w ostatnim czasie, jest dużym nadużyciem. Mówienie o jakiejkolwiek ewentualnej wyprzedaży przez pryzmat molochów typu Orlen jest już dużym nadużyciem i mąceniem w głowach potencjalnych wyborców.
Fakty faktami, a "sprawiedliwość" musi być po naszej stronie
Jakie są fakty? Do mediów trafiają tylko duże transakcje, które w ogólnym wieloletnim bilansie kraju nie mają dużego znaczenia. Sprzedaż trwa cały czas, jednak z biegiem lat, siłą rzeczy, powoli się zmniejsza (jest coraz mniej do sprzedawania). Szacuje się, że np. w latach 2000-2010 w całym kraju sprzedano majątku polskiego na ok. 100 mld zł, w tym ok. 60 mld to sprzedaż dużych pakietów akcji tuzów (np. JSW, PKO czy PZU), które wcześniej były w posiadaniu Skarbu Państwa. Dużych, ale nadal to tylko część udziałów (np. w JSW państwo ma dalej 55 % głosów, w PKO nadal 30 % głosów, a w takim PZU 35 % co w obu przypadkach wystarczy do decyzyjności). W wielu dużych spółkach jest podobnie, więc z punktu widzenia ekonomicznego nie może być mowy o wyprzedaży, a jedynie o naturalnej sprzedaży (taka sprzedaż dzieje się cały czas i jest to całkowicie uzasadnione) części akcji. Oszem, część akcji trafiła do zagranicznych dużych firm i podmiotów (głównie w przypadku banków, gdzie zagraniczne są obecnie inwestorami strategicznymi np. Santander czy BNP), ale czy to oznacza coś złego? Absolutnie nie. Dla przejętych banków taka fuzja wyszła tylko na plus.
Ekonomii nigdy nie po drodze z polityką
Tzw. pakiety kontrolne przejmowane są (czy też nazywane jest to "wyprzedażą") głównie w celu polepszenia wyników danej firmy i zwiększenia zysków. Tyle ekonomia, tymczasem polityka:
- To państwo zdecydujecie czy majątek pokoleń zostanie w polskich rękach - dodaje w swoim spocie wideo szef partii.
I tu mamy kolejne marketingowo-propagandowe sformułowanie. Otóż, państwowy właściciel rzadko kiedy zyski zwiększy, a prywatny (czy to będzie zagraniczny czy polski nie ma znaczenia) owszem. Taki ma cel (w odróżnieniu od państwa, które takiego celu nie ma). I tu, można powiedzieć jest pies pogrzebany, albowiem większość nie ma pojęcia, że firma będzie się rozwijała tylko pod prywatnymi skrzydłami (przytaczany wielokrotnie państwowy Orlen jest wyjątkiem, gdyż jest to tzw. samograj: ludność zawsze będzie gdzieś tankowała, a przemysł paliwowy nie od dziś przynosi zyski, praktycznie zawsze i wszędzie). Pod państwowymi skrzydłami będzie trwała. Najlepiej dla wielu w miejscu.
Krótka pamięć
Co do referendum. Trzeba pamiętać, że konkretne pytania układane są przez osoby, lub osobę w zaciszu i bez reflektorów. Przy układaniu brana jest pod uwagę głównie reakcja emocjonalna obywateli na konkretną treść, odpowiednio ułożoną, w pytaniu. W tym przypadku po raz kolejny wykorzystywana jest krótka pamięć większości obywateli. Pamiętane są bowiem tylko sprawy z ostatnich miesięcy, a już sprzed kilku czy kilkunastu lat odchodzą w niepamięć. A sprzedaż zawsze będzie taka sama. Coś (w tym wypadku majątek narodowy) przechodzi w ręce kupującego na wiele lat, a przeważnie na zawsze. Polityczne szermowanie więc hasłami typu "wyprzedaż majątku narodowego", jakoby miało to miejsce tylko obecnie, lub będzie miało miejsce w przyszłości, jest dużym nadużyciem, żeby nie powiedzieć manipulacją.
Ważne tylko to co widać tu i teraz
Dla większości jednak widoczne jest tylko to co obecnie, a niedawna przeszłość nie ma dużego znaczenia. No i z tego powodu można "produkować" rozmaite przeinaczenia, insynuacje i konfabulacje. Tak więc, jeśli szef partii mówi, że decydujący jest głos zwykłych Polaków, to ten głos przeważnie będzie brał pod uwagę tylko to co widzi teraz, bez głębszego wnikania w fakty (których teraz nie widzi). "Dlatego w sprawach kluczowych chcemy się odwołać do Państwa bezpośrednio, w referendum" - zupełnie nieracjonalne i nieekonomiczne podejście do tematu. Czyli kolejne błędne rozumowanie. Dlaczego?
Zdecydowana większość ludności po prostu, najzwyczajniej w świecie, nie zna się na sprawach kluczowych, nie jest fachowcami w konkretnych sprawach, a na tego typu tematy reaguje tylko emocjonalnie. A głos emocjonalny rzadko kiedy będzie głosem racjonalnym, fachowym, rzetelnym i obiektywnym.
Odwracanie uwagi
Można tylko mniemać, że kolejne pytania referendalne również mogą być zmanipulowane i odwracające uwagę. Właśnie. Niektórzy mogą zapytać po co w takim razie tego typu zagadnienia są wrzucane do tzw. przestrzeni publicznej? Wydaje się, że po to, aby ludność miała o czym pogadać np. stojąc w kolejce do lekarza (pisaliśmy o tym tutaj). czy też kiedy w prywatnej rozmowie skończy się np. temat pogody. Będzie na co ponarzekać. A że temat prywatyzacji, nazywany przez niektórych wyprzedażą, jest rozległy to będzie o czym rozmawiać. Dzięki temu odwracana jest uwaga od np. powoli, ale wciąż, rosnących kosztach życia (hasło inflacja przewija się często, ale wiedza ekonomiczna w tym temacie już nie). Odwracana jest uwaga od dużych i niewygodnych spraw np. wciąż branych kredytów przez państwo (w ub. roku poprzez obligacje wzięto ok. 57 mld zł pożyczek, rok wcześniej było to ok. 43 mld zł). To taka pospolita, a więc prosta, strategia "odwracania kota ogonem". Wydaje się, że o to właśnie chodzi...