Przypomnijmy. Do tragedii, która wstrząsnęła jeleniogórzanami, a odbiła się echem również w całej Polsce doszło na moście przy ulicy Sobieskiego tuż przed północą 31 grudnia 2016 roku. Dwie nastolatki: 14-letnia Sara oraz 16-letnia Maria udały się w to miejsce, aby obserwować pokaz fajerwerków nad Placem Ratuszowym. W stojące na chodniku dziewczynki wjechał jeep grand cherokee. Kierujący pojazdem Ukrainiec był pijany (miał we krwi prawie 2 promile alkoholu). W wyniku uderzenia obie nastolatki zginęły na miejscu. Ponadto w wypadku została ranna pasażerka auta.
W toku śledztwa oskarżony Vladyslav K. nie przyznał się do winy. Tłumaczył się, że nie pamięta okoliczności zdarzenia. W wydanej w sprawie opinii sądowo-psychiatrycznej biegli nie stwierdzili żadnych okoliczności, które mogłyby wyłączyć lub ograniczyć u niego zdolność kierowania swoim postępowaniem i rozumienia znaczenia swoich czynów. Biegli wskazali natomiast na istniejące w ich ocenie zwiększone prawdopodobieństwo, że oskarżony mógłby ponownie popełnić podobny czyn zabroniony, w związku z jego uzależnieniem od alkoholu.
Mężczyźnie postawiono trzy zarzuty: spowodowania w stanie nietrzeźwości wypadku ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi mu kara do 12 lat pozbawienia wolności, kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości oraz jego zaboru w celu krótkotrwałego użycia. Jak ustalono, oskarżony w chwili zdarzenia nie miał prawa użytkować pojazdu, należącego do firmy, w której pracował.
Podczas pierwszej rozprawy zarówno oskarżenie jak i pełnomocnicy rodziców ofiar wnosili, aby w całości odbywała się ona bez udziału publiczności w tym mediów. Prowadzący proces sędzia częściowo przychylił się do tego wniosku i utajnił jedynie tę część przewodu, podczas której będą zeznawać najbliżsi dziewczynek. W dalszym toku rozprawy, po odczytaniu aktu oskarżenia, wyjaśnienia składał właściciel firmy budowlanej, w której jako zbrojarz pracował podsądny. Przedsiębiorca szczegółowo wyjaśniał okoliczności w jakich Vladyslav K. bez jego zezwolenia zabrał spod hotelu, w którym mieszkał pojazd, którym zostały potrącone śmiertelnie nastolatki. Kolejnymi zeznającymi byli ojcowie ofiar wypadku i ta część procesu odbyła się bez udziału kamer i mikrofonów.
Oskarżony nie był obecny na sali rozpraw. Był reprezentowany przez obrońcę Wacława Majewskiego. Zdaniem mecenasa cała sprawa nie jest tak jednoznaczna jak była przedstawiana do tej pory i zbyt szybko opinia publiczna wydała wyrok na jego klienta. - W aktach sprawy są relacje policjantów, którzy przybyli na miejsce tuż po wypadku i wypowiedzi świadków, które zupełnie inaczej stawiają osobę kierującego tym pojazdem - komentował W. Majewski