Tak łączą się z internetem i z osobami na zewnątrz sal egzaminacyjnych. Z tym procederem walczą wykładowcy, ale symboliczne kary powodują, że studenci bez skrupułów korzystają z nowoczesnych „pomocy naukowych”.
Jeżeli nauczyciel akademicki egzaminuje całą grupę, nie ma możliwości, żeby podejść do każdego studenta i sprawdzić jego uczciwość. Alternatywą są więc testy zamknięte, które zakładają, że student rozwiąże jedno zadanie w ciągu minuty albo półtorej. Nie ma wówczas czasu na korzystanie z zewnętrznej pomocy.
– Osobiście się z tym problemem nie spotkałam, ponieważ wykładam statystykę i podczas egzaminu żacy są zmuszeni, żeby rozwiązać zadanie na sali. Na uczelni zdarza się korzystanie z smsów lub z interenetu, aby w ten sposób zdobyć potrzebne informacje i otrzymać pozytywną ocenę. Wykładowcy starają się więc robić testy, na które potrzeba niewiele czasu – mówi dr Anetta Zielińska, prodziekan Wydziału Promocji i Rozwoju Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu Wydział Gospodarki Regionalnej i Turystyki w Jeleniej Górze.
– Dobrym rozwiązaniem byłoby zakłócanie sygnału telefonicznego w takich dużych salach jak aula, które ograniczałby studentom możliwość korzystania z telefonów komórkowych, ale jest to w tej chwili pomysł niemożliwy do realizacji ze względu na obecne uwarunkowania techniczne – usłyszeliśmy.
Studenci są w komfortowej sytuacji, ponieważ kary za ściąganie są niewielkie. – Większość moich kolegów korzysta z tradycyjnych ściąg, ale faktycznie ostatnio wielu używa także telefonów komórkowych. Ze specjalnymi słuchawkami spotkałam się tylko raz, ale nie wykluczam, że czasami mogłam ich po prostu nie zauważyć. Natomiast rzadko spotykam się z osobami, które nie mają przy sobie żadnej dodatkowej pomocy. W końcu każdemu zależy, żeby zdać. Grunt to nie dać się złapać – mówi Magdalena, studentka ekonomii.
Kolejny problem to niż demograficzny i uczelnie konkurują ze sobą o studentów. Starają się więc, żeby żacy byli zadowoleni z dokonanego wyboru. W ten sposób wystawiają pozytywną opinię o danej szkole wyższej swoim kolegom. Jeżeli więc student zostanie złapany na gorącym uczynku w najgorszym wypadku zostaje wyrzucony z sali i otrzymuje negatywną ocenę z egzaminu, który zdaje później na poprawce. Incydentalnie zdarzają się przypadki, że nie zostaje do niej dopuszczony. Wymagałoby to od wykładowcy poinformowania władz uczelni o przyłapaniu studenta na ściąganiu.
– Jeżeli złapię studenta na ściąganiu to natychmiast wyrzucam go z sali. Jest to przede wszystkim nieuczciwe w stosunku do pozostałych osób, które piszą egzamin opierając się jedynie na swojej wiedzy i umiejętnościach. Studenci muszą sobie jednak zdawać sprawę, że za taki proceder grożą im kary, które w dość uciążliwy sposób ograniczają ich prawa, chociażby do stypendium naukowego. Można ich wezwać na rozmowę albo zwołać komisję dyscyplinarną – mówi dr Maciej Pawłowski, dyrektor Politechniki Wrocławskiej Zamiejscowego Ośrodka Dydaktycznego w Jeleniej Górze.
Korzystanie z dobrodziejstw techniki podczas egzaminów to nie tylko wynik sprytu i umiejętności studentów. Minęły już czasy, kiedy można było liczyć na pomoc kolegów i koleżanek siedzących w ławce obok. Teraz boją się konkurencji, bo większość z nich rywalizuje o stypendia naukowe. Progi są tak wysokie, że nawet osoby ze średnią 4, 7 mogą tego typu pomocy nie otrzymać. Zdarza się, ze uczniowie szkół wyższych podpowiadają sobie na egzaminach, ale źle, żeby pogrążyć rywala.
– Sami studenci przyznają, że skończyła się wzajemna pomoc, jeżeli już to liczą na kogoś z zewnątrz. Jest to ogólny problem braku solidarności w grupie i powielany jest w całym społeczeństwie – mówi dr Anetta Zielińska.