Stolica Karkonoszy była jedynym polskim miastem, w którym zatrzymali się na noc z wtorku na środę rajdowcy. Pokonują dystans z Holandii do Austrii. Metę rajdu zorganizowano w Wiedniu, 2 lutego.
Samochody budziły podziw zebranych, choć nie było dane obejrzeć tych aut tym, którzy lubią dłużej pospać. Rajdowcy wystartowali. Bowiem, między godz. 7 a 8. Na hotelowym parkingu, niczym w muzeum motoryzacji, stały dawne modele volvo, lancii, mercedesa, peugeota, alfa-romeo i wielu innych.
Właściciele tych aut, pasjonaci tzw. old timerów, utrzymują perfekcyjnie liczące kilkadziesiąt lat pojazdy. W trakcie rajdu jadą ze średnią prędkością około 50 km na godzinę. Choć wśród uczestników nie brakuje posiadaczy pojazdów sportowych, które są w stanie jechać znacznie szybciej.
– Te zawody są raczej imprezą towarzyską, szansą na spotkanie się, wspólne rozmowy i wielką przygodę. Oczywiście ważny jest też element rywalizacji, ale nie jest to sprawa pierwszoplanowa – powiedział nam jeden z uczestników rajdu, siedzący za kierownicą volvo z lat 50-tych ubiegłego wieku, nieco przypominającego stary model warszawy również z tamtego okresu.
Spory stres przeżyli pracownicy ochrony hotelu. Samochody rajdowców są bardzo drogie. W nocy trzeba było ich pilnować jak oka w głowie.