O tym, jak niebezpiecznie jest włączyć się do ruchu na pełnej samochodów ulicy Sudeckiej przekonała się ostatnio prowadząca volkswagena passata, która z ulicy Ptasiej wjechała prosto pod koła rozpędzonego golfa. Za kierownicą tego pojazdu również siedziała kobieta.
Według świadków wypadku pani kierująca passatem liczyła na to, że zostanie przepuszczona przez jadące główną ulicą samochody i wymusiła pierwszeństwo przejazdu.
Na nic zdało się ostre hamowanie prowadzącej golfa.
W wyniku stłuczki jej uczestnikom nic się nie stało, ale pojazdy nadają się tylko do naprawy u blacharza.
Zdaniem aspiranta Krzysztofa Brodowskiego, zastępcy naczelnika sekcji policji drogowej, zdarzenie to ilustruje zły nawyk polskich kierowców.
– Nie możemy sugerować się tym, ze ktoś zawsze nas przepuści, bo do tej pory kilka razy tak się zdarzyło – tłumaczy.
Rzeczywiście, kiedy są duże korki i pojazdy jadą powoli, przez uprzejmość niektórzy kierowcy pozwalają na włączenie się do ruchu tym, którzy wjeżdżają z podporządkowanej ulicy. Nie jest to jednak regułą. – Należy stosować zasadę ograniczonego zaufania. Lepiej nieco dłużej poczekać na wolny przejazd, niż dosłownie pakować się w kłopoty – mówią policjanci.
Podobnych miejsc jest sporo, nie tylko na ulicy Sudeckiej, na której w godzinach szczytu jest bardzo tłoczno. I będzie tak do czasu zbudowania obwodnicy w kierunku Karpacza. Teraz, kiedy kończą się zimowe ferie, ruch tranzytowy z miasta pod Śnieżką przetacza się przez centrum stolicy Karkonoszy.